Archiwum Polityki

Sztuczne diamenty z PC

Gdyby bracia Kaczyńscy mieli lepszą orientację w gospodarce, dziś – być może – staliby tam gdzie oligarchowie. W każdym razie próbowali zarobić wielkie pieniądze i to, o zgrozo, na styku z państwem. Schemat był dokładnie taki sam, jaki obecnie potępiają. Otóż założona przez nich spółka Telegraf SA na początku lat 90. wystąpiła o kredyt na ogromną sumę 10 mln dol. Pieniądze te byłyby przeznaczone na zakup urządzeń do produkcji sztucznych diamentów od niemieckiej firmy Klockner. Zysków spodziewano się oszałamiających, skoro ówczesny prezes Telegrafu Marcin Oblicki zapewniał, że pożyczka zostanie zwrócona po półtora roku. Dlaczego to Telegraf miał zaciągać kredyt, skoro produkcją sztucznych diamentów zajęłoby się państwowe Centrum Naukowo-Produkcyjne Materiałów Elektronicznych CEMAT 70 SA w Warszawie? Przecież skoro interes zapowiadał się diamentowo, o pożyczkę powinien był zwracać się sam producent, po co dzielić się zyskami z pośrednikiem. Niestety, Oblicki, obecnie pełniący funkcję dyrektora biura skarbu w PLL LOT, nie odbiera telefonów. W LOT powiedziano nam, że jest w Himalajach.

Dlaczego biznesplan nie wypalił? Jego autorzy są zapewne przekonani, że to z powodu czerwonej nomenklatury, która opanowała wtedy banki. Dziesięciu milionów dolarów nie chciał Telegrafowi pożyczyć ani Bank Handlowy, ani BGŻ. Mimo że gwarancji gotów był udzielić BPH, będący wtedy z PC w bardzo dobrych stosunkach. To temu bankowi wynajęto parter budynku w Al. Jerozolimskich, który wcześniej był siedzibą „Expressu Wieczornego”, a potem znalazł się w rękach Fundacji Prasowej Solidarność, założonej przez ludzi PC. Najciekawsze jest jednak to, że biznes-plan wzbogacenia Porozumienia Centrum na diamentach miał jedną wadę. – W połowie 1991 r. (to wtedy Telegraf zwracał się o pożyczkę) już nie mógł się udać – zapewnia prof.

Polityka 42.2007 (2625) z dnia 20.10.2007; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 6
Reklama