James Bond, którego zobaczymy wkrótce w „Casino Royale”, nie ma jeszcze licencji na zabijanie. Jest mało doświadczonym agentem, który popełnia liczne błędy, ponadto przeżywa tragiczną miłość. To nowy i zaskakujący wizerunek jednej z ikon kultury masowej – niepokonanego agenta 007.
Producenci najnowszego odcinka przygód brytyjskiego superszpiega (światowa premiera „Casino Royale” przypada 17 listopada) uspokajają, że z ich filmu widowiskowe efekty bynajmniej nie znikną, pojawi się natomiast coś, czego wcześniej nigdy w tej serii nie było: psychologiczna głębia. Ma to być klasyczne, pełne rozmachu kino sensacyjne, ale znacznie poważniejsze, surowsze i nie tak wystawne jak 20 dotychczasowych epizodów, w których strzelające kijki do nart, wybuchająca pasta do zębów i kapelusze ścinające głowę zamieniły Bonda w żałosną przystawkę do gadżetów.
Polityka
46.2006
(2580) z dnia 18.11.2006;
Kultura;
s. 76