Kosowski precedens jest dla bośniackich Serbów wymarzonym upominkiem. Natychmiast po ogłoszeniu niepodległości Kosowa Serbowie w Banja Luce wyszli na ulice. Chcą odłączenia od BiH i ponownego związania z Serbią: skoro świat poparł dążenia Albańczyków, to dlaczego oni mają się szamotać w narzuconym związku? Serbowie w BiH nigdy nie czuli się komfortowo, wymagano tu od nich podporządkowania się decyzjom Sarajewa, a raczej międzynarodowych protektorów. Wreszcie nadarza się okazja, żeby z tym skończyć.
Bośnia i Hercegowina to luźny związek dwóch organizmów: chorwacko-muzułmańskiej federacji Bośni i Hercegowiny oraz Republiki Serbskiej (nie mylić z Serbią). Na terenie obydwu tych części leży cieszący się szeroką autonomią Dystrykt Brczko. Skomplikowana struktura państwa nie sprzyja zacieraniu różnic, raczej mnoży konflikty. Łatwo naruszyć kruchą równowagę między trzema zamieszkującymi tu społecznościami (Serbów, Chorwatów i Bośniaków). Bośnia wciąż nie zrosła się w spójne państwo, wewnętrzne granice między serbską i muzułmańsko-chorwacką częścią wcale się nie zatarły, a etniczne nacjonalizmy nawet się umocniły wbrew intencjom organizacji międzynarodowych, które nadzorują Bośnię.
Pokoju (albo raczej spokoju) pilnuje tu wciąż 2,5 tys. żołnierzy z EUFOR (siły europejskie pełnią misję od 2004 r., kiedy przejęły ją od NATO) i policjantów z unijnej misji policyjnej. Bośnia nadal pozostaje protektoratem międzynarodowym. Najwyższą władzę sprawuje Wysoki Przedstawiciel UE i Narodów Zjednoczonych, którym od czerwca zeszłego roku jest słowacki dyplomata Miroslav Lajczák. Był to jeden z powodów, dla których Słowacja zapowiedziała, że nie uzna niepodległego Kosowa.
Policja niezgody
W BiH działają dwie niezależne policje, odrębna dla chorwacko-muzułmańskiej Federacji i dla Republiki Serbskiej.