28 czerwca ukaże się nowe wydanie Pomocnika Historycznego „Dzieje Bałkanów”.
O takim połączeniu rozdzielonej Chorwacji myślano właściwie już od rozpadu Jugosławii.
Rosyjskie żądania rozgraniczenia stref wpływów odbiły się od ściany NATO. Rozjuszona Moskwa daje Zachodowi tydzień i zapowiada kroki „techniczne i wojskowe”, mające skłonić sojusz do ustępstw. Gdzie i jak może uderzyć?
Ryzyko dziennikarz podejmuje sam, żaden minister spraw wewnętrznych czy komendant straży granicznej nie może rozstrzygać tego za nas. Gdyby tak było, każdej władzy wiele udałoby się ukryć pod przysłowiowym dywanem.
Obserwując przez szybę samochodu mijany krajobraz ciągnący się kilometrami przez wschodnią i środkową Europę, widać, jak szybko się ona zmienia. Z tego chaosu wyłania się coś nowego, ale nie do końca wiadomo co.
Bałkany nie mogą stać wiecznie na progu UE. Muszą mieć jasną perspektywę, nawet odległą, ale wyraźną.
Podczas odczytywania wyroku przed Trybunałem ds. Zbrodni w b. Jugosławii oskarżony wyjął butelkę z trucizną i wypił jej zawartość. Zmarł po kilku godzinach w szpitalu.
Z chorwackiego Slavonskiego Brodu wjeżdża się niby do państwa o nazwie Bośnia i Hercegowina, ale tylko teoretycznie. Bardzo teoretycznie. Tak naprawdę to Republika Serbska, i wszystko o tym przypomina: flagi na słupach, hasła na murach.
Po zakończeniu wojny w Bośni i Hercegowinie na ulicach Sarajewa pojawiły się – jak je nazwano – czerwone róże, pamiątki ludzkich dramatów.
Na niepodległość Kosowa najszybciej zareagowała mała Republika Serbska, część Bośni i Hercegowiny. Parlament w Banja Luce zapowiedział możliwość secesji.