Oddany właśnie do użytku malowniczy most Pelješac, największa inwestycja infrastrukturalna w Chorwacji, na trasie łączącej Split z Dubrownikiem, pozwala ominąć górą nadmorski kawałek Bośni i Hercegowiny (w okolicach portowego miasta Neum). Dotąd stał na drodze i zmuszał do dwukrotnego przekraczania granicy.
O takim połączeniu rozdzielonej Chorwacji myślano właściwie już od rozpadu Jugosławii, ale pomysłu nie udawało się zmaterializować. Dopiero w 2017 r. przy wsparciu Unii ogłoszono przetarg – i nieoczekiwanie wygrało go chińskie konsorcjum państwowe CRBC, znacznie przebijając oferty dwóch europejskich konkurentów. Stanęło na 420 mln euro (z których 85 proc. przekazała Bruksela). Chińczycy sprowadzili swoich robotników i zbudowali im kontenerowe miasteczko, którego prawie nie opuszczali. I – nie licząc półrocznego opóźnienia – dotrzymali kontraktu (choć nie udało się już podpisać kolejnych).
Jednak to, co dziś stało się dumą Chorwacji, oznacza zgryzoty dla BiH. Enklawa Neum to jej jedyny kawałek adriatyckiego wybrzeża, żyjący prawie wyłącznie z turystów i powiązany z siecią chorwacką. Miejscowi, zresztą głównie bośniaccy Chorwaci, obawiają się, że teraz ruch turystyczny mocno ucierpi. I jakby mostu nad głowami było mało, od 1 stycznia Chorwacja przystępuje do strefy Schengen i lokalne zapyziałe przejście graniczne stanie się ostrzej strzeżoną zewnętrzną granicą Unii. A BiH nawet jeszcze nie jest w niej kandydatem. Na tym wspólnym kawałku wybrzeża wyraźnie są lepsi i gorsi.