Trzy miliony Polaków, posiadaczy jednostek uczestnictwa funduszy inwestycyjnych, odrobiło przyspieszoną i dość kosztowną lekcję z zasad funkcjonowania giełdy. Od sierpnia indeks największych spółek (WIG20) spadł z poziomu 3900 do ok. 3000 punktów. W ten sposób kursy spółek powróciły do miejsca, w którym były pod koniec 2006 r.
Najlepiej zrobili ci, którzy zainwestowali w akcje lub fundusze akcji na początku hossy (przełom 2004/2005) i wycofali pieniądze w wakacje. W ten sposób zarobili ok. 100 proc., przy czym najlepiej zarządzane fundusze akcji dały im 120–140 proc. Ale nawet ci, którzy cierpliwie od trzech lat trzymają oszczędności w akcjach lub funduszach, są wciąż na plusie. W ich przypadku indeks WIG20 wzrósł o ponad 50 proc. Najgorzej na swoich inwestycjach wyszła natomiast ta grupa klientów, która kupiła jednostki funduszy w czerwcu i lipcu 2007 r. – To często niedoświadczeni inwestorzy, których namówił sprzedawca w banku albo pośrednik finansowy – mówi Ludwik Sobolewski, prezes Giełdy Papierów Wartościowych. Milion Polaków uwierzyło, że fundusze to samograj – wystarczy wpłacić i przyrasta. Skuszeni perspektywą wysokich zysków i reklamami, likwidowali lokaty, by wpłacić pieniądze do Towarzystw Funduszy Inwestycyjnych (TFI). Sprzedawcy zapominali jednak dodać, że inwestując poprzez fundusze na giełdzie, kupujemy niepewną przyszłość, a nie zyskowną przeszłość. Zaś ostrzeżenia o możliwości poniesienia strat – owszem były – ale zazwyczaj drobnym drukiem.
Nawet najlepiej zarządzane TFI od sierpnia straciły ok. 1/3 pieniędzy powierzonych przez klientów. Polacy dali jednak duży kredyt zaufania zarządzającym funduszami. Jeszcze we wrześniu i październiku, choć na giełdach było niepewnie, saldo wpłat na rachunki TFI było dodatnie.