Każda nowa wystawa (a nie jest ich wiele) prac Zdzisława Beksińskiego wywołuje wśród miłośników malarstwa spore poruszenie. Artysta ma bowiem duży i wierny krąg wielbicieli i to zarówno wśród tych, których stać na zakup jego (nietanich) obrazów, jak i wśród tych, których nie stać nawet na zakup albumu z reprodukcjami jego wizyjnych prac. Przez ostatnie dwa lata Beksiński wystawiał niemal wyłącznie komputerowe grafiki i tylko niewielki krąg wtajemniczonych wiedział, że w zaciszu pracowni powstają także klasyczne olejne obrazy. I oto w gliwickiej galerii Esta (nawiasem mówiąc pierwszej, która zaprezentowała niegdyś jego komputerowe fotomontaże) do 20 marca oglądać można blisko dwadzieścia dużych obrazów namalowanych przez Beksińskiego w 2000 r. Z pewnością zaskoczą one miłośników sztuki naszego czołowego surrealisty, albowiem stanowią kolejny etap w artystycznej ewolucji twórcy. Jest w nich wprawdzie jeszcze sporo z tak chętnie malowanych w latach 90. odrealnionych, uproszczonych postaci, ale też pojawiają się motywy, które kiedyś uczyniły Beksińskiego sławnym: tajemnicza architektura, budząca grozę anegdota, przestrzeń jak z koszmarnych snów. Wszystko to jednak nie epatuje piszczelami, jest teraz mniej przerażające, a bardziej stonowane i malarskie. Jedni mogą poczuć się rozczarowani, inni być może dopiero teraz przekonają się do jego twórczości. Tak czy inaczej, mistrz jest w formie. P.Sa.
[dla koneserów]
[dla najbardziej wytrwałych]
[dla mało wymagających]