Jako nauczyciel przygotowujący klasę do nowej matury w roku 2002 zastanawiam się, czy p. Maria Mazur z Centralnej Komisji Egzaminacyjnej kpi sobie, czy też po prostu kłamie (POLITYKA 3). Twierdzenie, iż „nie jest prawdą, że w ostatnim roku nauki uczeń ma napisać pracę egzaminacyjną” to perfidia i arogancja. Uczeń nie pisze pracy, on ma „tylko” wygłosić 15-minutowy referat na wybrany temat, opracować naukową bibliografię (czyli zrobić to, czego student polonistyki uczy się przez dwa pierwsze lata studiów i z czym zawsze ma kłopoty), przedstawić to przed komisją. Wiadomo, że każdy uczeń liceum jest doskonałym mówcą, a polonista, któremu ostatnio znów dołożono zadań, przez cztery godziny lekcji w tygodniu zrealizuje cały materiał, umożliwi uczniom uczestnictwo w życiu kulturalnym kraju i okolicy, nauczy tworzyć teksty wszelkich możliwych rodzajów i stylów oraz przekuje każdego nieśmiałego w mówcę, lepszego od naszych parlamentarzystów.
W jednym p. Mazur chyba ma rację – uczniowie sobie poradzą. Zapewne życie znów okaże się mądrzejsze niż pomysły urzędników i jakoś to wszystko przystosuje się do realiów. Tylko co ta fikcja ma wspólnego z reformą oświaty? Syllabusy opublikowano z kilkumiesięcznym opóźnieniem, łamiąc prawo (tłumaczenie, że ukazały się w Internecie to szczyt arogancji władzy oświatowej). Skreślono wiele cennych, ale „niewłaściwych” lektur, zmieniono inne. Co mam powiedzieć uczniom, którzy znają „Świętoszka”, a czytano go w większości szkół? Że teraz „właściwe” są inne utwory Moliera? Ale co to obchodzi świętoszkowatego urzędnika?