Sołtys nie zawsze może – a to pilny wyjazd, robota w polu albo choroba. Żona pojechała i wieś miała przedstawiciela. Tak było do tej pory i nikt nie miał pretensji – argumentuje sołtys podwłocławskiego Kruszynka Antoni Bełkowski. Najstarszy. Na sołectwie od półwieku. Radni mówią o nim: dziekan korpusu sołeckiego.
Ostatnia sesja rady w minionym roku. Noworoczne życzenia, nastrój rodzinny i ciepły. I nagle zgrzyt. – Ta pani nie jest sołtysem, proszę jej nie wypłacać diety! Wójt gminy Elżbieta Rzadkowolska dostrzegła, że za Bełkowskiego przyszła Bełkowska.
Ramię samorządu
Gmina Włocławek ceni sołtysów. Zapis w statucie gminy zezwala im na udział w sesjach rady. W sali obrad mają swój oddzielny stół. To ich wyróżnia. Nie są zwykłą publicznością. Biorą udział w debatach, składają interpelacje, wnioski, zapytania. Nie wolno im jedynie głosować. W 1990 r. rada uchwaliła dietę dla sołtysów. Pierwotnie był to ułamek honorarium radnego. Teraz za posiedzenie sołtys odbiera tyle co radny – 114 zł.
Gminie to się opłaca – ocenia wójt Rzadkowolska. – Włocławek to gmina specyficzna. Bardzo rozległa. Z jednego końca na drugi ponad 70 km. Zależy nam na przepływie informacji. Sołtys to takie ramię samorządu. Wysłucha, co było na radzie, popisze nawet notatki. Wieś wie, co robi urząd, a my mamy wnioski z terenu. Prócz nich mamy tylko tablicę ogłoszeń i wydawaną raz na kwartał gazetę-broszurkę. Zapis o diecie nie jest naganny. Rekompensuje stracony dzień i zwraca koszty dojazdu. Ale przysługuje sołtysom, a nie ich żonom czy krewnym.
My, sołtysi
Nastrój świątecznej sesji prysnął. Żona sołtysa z Kruszynka to kobieta leciwa. Leciwa i wrażliwa. Sam sołtys leżał w szpitalu. Przyjechała, bo kazał.