Wielu Serbów przecierało oczy ze zdumienia: dlaczego prezydent ją w ogóle zaprosił? Czy przyjechała z wizytą przyjaźni, czy też z pogróżkami? Serbów uspokoiła nieco... złość pani Del Ponte, której najwyraźniej nie usatysfakcjonowała rozmowa w cztery oczy z Kosztunicą. Prezydent bowiem powtórzył, że Miloszević będzie sądzony w Jugosławii, i to dopiero wtedy, gdy taki proces nie zagrozi stabilizacji kraju. Bądź co bądź liczba zwolenników Slobo jest nadal dość duża, a jeszcze więcej jest tych, którzy twierdzą, iż Zachód ciągle natrętnie ingeruje w wewnętrzne sprawy ich kraju.
Zagrzebski dziennik „Vjesnik” uważa, że rozmowy z Del Ponte zostały przez władze w Belgradzie finezyjnie wyreżyserowane: najpierw na scenie pojawia się „zły gliniarz”, czyli Kosztunica. Ale następnego dnia zjawiają się ci „dobrzy”, czyli minister sprawiedliwości Momczilo Grubacz, zapewniający, że Jugosławia przedkłada dobre kontakty z Europą nad lojalność (?) wobec Miloszevicia, oraz premier Zoran Dżindżić z deklaracją, że wszyscy zbrodniarze wojenni muszą znaleźć się w Hadze. Dżindżić szybko dodał, że dokumenty, na podstawie których sporządzono akt oskarżenia przeciwko Miloszeviciowi, to jedynie zbiór pogłosek i spekulacji. Co więcej – strona jugosłowiańska coraz głośniej domaga się od haskiego Trybunału, aby nie zapominał także o albańskich terrorystach, którzy w przeszłości dopuścili się zbrodni wobec narodu serbskiego. Wojna w byłej Jugosławii to bowiem nie tylko Miloszević. Aby jednak wizyta pani Del Ponte nie stała się dla Slobo powodem do triumfu, władze Belgradu nakazały mu eksmisję z mieszkania, które zresztą dwadzieścia lat temu należało do Tity.
Tak czy inaczej pani prokurator opuściła Belgrad bez konkretów, z bardzo niejasnym obrazem sytuacji w Jugosławii i.