Archiwum Polityki

W świecie uciech

Etruskom zawdzięczamy kilka rzeczy: założenie Rzymu, cyfry i alfabet łaciński, a przede wszystkim wspaniałą, nieco tajemniczą i zaskakującą kulturę. Fetujemy ich w muzeach, ale w gruncie rzeczy nadal nie wiemy, skąd się wzięli i kim naprawdę byli. Ostatnia – tym razem wenecka – wystawa im poświęcona na pewno ożywi dyskusję o tej niezwykłej cywilizacji.

Jak to zwykle w spornych sprawach bywa, teorii o pochodzeniu Etrusków jest kilka. Najsłynniejsza, ogłoszona jeszcze w starożytności przez Herodota, zakłada, iż przybyli oni z Lidii w Azji Mniejszej. Popularna była też teoria, iż ze wschodniej Grecji. Niejaki Dionizjusz zasugerował, że być może mieszkali oni na terenach dzisiejszych Włoch od zawsze. Być może kolejnym pretekstem do tropienia prapoczątków stanie się otwarta niedawno przez koncern Fiata w weneckim Palazzo Gassi okazała, licząca ponad 600 eksponatów, wystawa zatytułowana właśnie „Etruskowie”.

Gdy w 1955 r. zorganizowano w Luwrze pierwszą wielką wystawę dorobku tej niezwykłej cywilizacji, Jacques Huergon pisał: „Byliśmy skłonni przypuścić, iż twórcy sztuki etruskiej, jeśli w ogóle żyli, to żyli poza czasem i przestrzenią”. Nawet nazwy ich miast brzmią jak żywcem wzięte z książek Sapkowskiego lub Ursuli Le Guin: Vetulonia, Vulci, Veio, Saturnia, Talamone. Atmosferę tajemnicy podsycała nie tylko niepewność tego, skąd się wzięli, ale też fakt, iż posługiwali się językiem niepodobnym do żadnego innego używanego w starożytnym świecie. Daleko mu do łaciny i greki, celtyckiego i umbryjskiego, czy do wszystkich języków indoeuropejskich. I choć udało się już dawno rozszyfrować hieroglify, to język etruski odczytano zaledwie w drobnych fragmentach. Etruskowie pisali na nietrwałym płótnie, które nie przetrwało próby czasu. Na szczęście pozostawili po sobie groby.

Jeżeli zgodzić się z poglądem, iż groby świadczą o narodzie, to Etruskom należy się miejsce szczególne. Właściwie niemal całą wiedzę o życiu Etrusków posiadamy (nie licząc zazwyczaj nieobiektywnych przekazów greckich) dzięki ich celebrowaniu śmierci.

Polityka 6.2001 (2284) z dnia 10.02.2001; Kultura; s. 56
Reklama