Od dwóch tysięcy lat różne autorytety powołują się na maksymę Cycerona, który nazwał historię „nauczycielką życia”. Przedziwna to wszakże szkoła, skoro do katedry profesorskiej ustawia się kolejka, natomiast uczniowskie ławki świecą na ogół pustkami. Najchętniej wagarują politycy, niezbyt na ogół skłonni do wyciągania wniosków z doświadczeń przeszłości.
Profesorowie, kiedy tylko stają się mężami stanu, zwykli są podzielać beztroskę polityków. Świadczy o tym wymownie całkowite fiasko wizyty, którą grupa profesorska złożyła w marcu 1939 r. swemu bądź co bądź koledze, a zarazem prezydentowi Ignacemu Mościckiemu. Daremnie przekonywano go o powadze sytuacji i konieczności włączenia przedstawicieli opozycji do rządu, a przynajmniej do Rady Obrony Narodowej. Mościcki zapewniał ich beztrosko, iż Polska jest we wręcz znakomitej sytuacji i z wszystkimi zagrożeniami łatwo sobie poradzi. Powoływał się na swoje oczy i uszy, które wszystko widzą i słyszą. W odpowiedzi usłyszał od Stanisława Estreichera gorzkie słowa: „Stan faktyczny wygląda całkiem inaczej – widocznie Pańskie uszy źle słyszą, a Pańskie oczy źle widzą”.
Mościcki mógł być pod świeżym wrażeniem lektury dziełka Juliusza Łukasiewicza noszącej buńczuczny tytuł „Polska jest mocarstwem”. Ukazało się ono w marcu 1939 r.; nasz ówczesny ambasador w Paryżu dowodził, iż jego ojczyzna jest potęgą, której nikt nie zdoła pokonać. I tak zresztą miał więcej szczęścia od Łukasza Opalińskiego. Kiedy ten bowiem ogłosił w 1648 r. broszurę „Obrona Polski”, sławiącą m.in. potęgę militarną Rzeczypospolitej, byliśmy już po ciężkich klęskach zadanych nam przez Kozaków pod Żółtymi Wodami i Korsuniem.