Nie to, żeby nasz człowiek był najtańszy czy najbardziej kompetentny. Ale ani on, ani merowa nie są w ciemię bici. Murarz swoje zarobi (całkiem niezły kontrakt), a u merowej kruszy się mur w ogrodzie. Pani merowa nie musi się więc już martwić o swój sparszywiały mur. Czego się nie robi dla przyjaciół. Że to jest mały interes? – Rzecz jasna, że to jest mały interes. Interes jest mały, bo miasteczko jest małe.
Paryż to już jest większa betka. Mer Paryża nie wynajmuje więc synowi jakiegoś M-2, ale należący do miasta sześciopokojowy apartament w ekskluzywnej dzielnicy. Jest rzeczą zrozumiałą i najnormalniejszą w świecie, że władze stolicy powinny dbać o swoje nieruchomości. Generalny remont sam się prosił. A jeśli chodzi o komorne? – To jest już zawsze kwestią dżentelmeńskiej umowy. Dlaczego wspaniałomyślne miasto Paryż miałoby wysysać krew z lokatora? – Że sąsiad płaci za taki sam lokal dziesięciokrotnie więcej? – Widać trafił na obrzydliwego krwiopijcę i wyzyskiwacza.
Jak każdy na tym globie naród, Francuzi też potrzebują sukcesu. I oto zespół piłkarski z Marsylii awansuje do finału klubowego pucharu Europy. Jedna tylko drobna zagwozdka. Przed wielkim wydarzeniem trzeba jeszcze wygrać mecz z podrzędną ekipą Valenciennes. Pech w tym, że Valenciennes grozi spadek z ligi, można więc przypuszczać, że jej zawodnicy będą – jak to ładnie mówił trener Górski – „gryźli trawę” i idole z Marsylii mogą się zmęczyć. Cóż prostszego – parę kopert z odpowiednim wkładem zaadresowanych na odpowiednie adresy.
Ale tutaj sprawa się zacina. Wiem, że zboczyłem z tematu, którym powinna być korupcja administracyjna, sądzę jednak, że dla ukazania mechanizmów – warto. Otóż jeden z sowicie opłaconych graczy Valenciennes, że są jeszcze takie okazy w naszych czasach, aż wierzyć się nie chce, przeżywa (idiocie nie pomożesz) atak wyrzutów sumienia.