Archiwum Polityki

Pół na pół

Polska, która jako jedyna obok Białorusi ciągle nie ma ustawy reprywatyzacyjnej, po raz kolejny staje przed wyzwaniem. Jak zadośćuczynić tysiącom obywateli, którzy po wojnie utracili majątek na mocy dekretów i ustaw nacjonalizacyjnych? Sejmowy projekt reprywatyzacji czeka teraz na akceptację Senatu i podpis prezydenta. Na decyzję czeka także 170 tys. (jak się szacuje) byłych właścicieli i ich spadkobierców. Jeśli po raz kolejny nie uzyskają rozstrzygnięć ustawowych, nadal będą dochodzić sprawiedliwości na drodze sądowej. W Polsce i za granicą. Przed reprywatyzacją – w takiej czy innej formie – nie ma ucieczki. Również przed gigantycznymi kosztami, jakie ze sobą niesie. Jak ten cały proces przeprowadzić – ciągle nie ma dobrego pomysłu.

Komu i co oddać z przejętego przez państwo po 1944 r. prywatnego majątku spierano się od zarania III RP. Senat opowiedział się za reprywatyzacją już w 1990 r., rok później premier Jan Olszewski w swoim exposé zapowiedział, iż jego rząd przedłoży nie tylko projekt ustawy o powszechnej prywatyzacji, ale i o reprywatyzacji. „Ustawy te muszą zyskać akceptację społeczną i być oparte na kompromisie uwzględniającym trudną sytuację finansową państwa – mówił premier w Sejmie – między zadośćuczynieniem za szkody materialne i moralne wyrządzone przez komunistów a interesem powszechnym”.

Idea reprywatyzacji miała wówczas największe społeczne poparcie. W pierwszym przeprowadzonym w marcu 1991 r. przez CBOS sondażu opowiedziało się za nią 65 proc., a przeciwko niej 28 proc. badanych. Byliśmy wówczas dopiero u progu prywatyzacji gospodarki, a kosztowne reformy społeczne były w sferze odległych planów. Wielu osobom wydawało się, że w sumie niedużym kosztem można będzie byłym właścicielom zwrócić zagrabiony przez państwo majątek (w naturze lub w formie jakiejś rekompensaty), zwłaszcza iż dominował wówczas pogląd, iż zwracany będzie jedynie majątek odebrany im z pogwałceniem prawa obowiązującego w powojennej Polsce.

Premier Olszewski ustawy reprywatyzacyjnej do Sejmu nie zdążył już skierować. Następne ekipy rządowe pracowały nad kolejnymi projektami, które, w zależności od politycznego rodowodu rządu, poszerzały albo zawężały krąg przyszłych beneficjentów i skalę zwrotu skonfiskowanego majątku. Parę razy finał prac legislacyjnych był już blisko, ale rozwiązywano parlament i rządowe oraz poselskie projekty trafiały do kosza albo też nowy prezydent nie popierał projektu swojego poprzednika.

Przegadana sprawa

Kolejne badania CBOS (patrz wykresy s.

Polityka 4.2001 (2282) z dnia 27.01.2001; Raport; s. 3
Reklama