Archiwum Polityki

Siostra trenera

Wyrafinowane, przekonujące i cierpliwe nakłanianie mnie przez redaktora naczelnego „Polityki” Jerzego Baczyńskiego, bym napisał tekst o Małyszu – uważam za przebiegłe testowanie mojej odporności psychicznej. Jestem w końcu w sytuacji trudnej: za sprawą Małysza przestałem mianowicie być najbardziej znanym wiślaninem na kuli ziemskiej. Wisła, moja rodzinna miejscowość, za sprawą Małysza przestała istnieć, powstało małe miasteczko imienia Małysza. Dla wszystkich ludzi z tamtych stron będzie to problem: bycie wiślaninem oznacza obecnie wyłącznie bycie krajanem Małysza, „socjologiczna odległość” od Małysza stanie się źródłem nowych tamtejszych hierarchii społecznych, a nawet nowych tożsamości. Krewni Małysza, sąsiedzi Małysza oraz szkolni koledzy Małysza pójdą w górę, ci, którzy jedynie urodzili się na ziemi Małysza, pójdą w górę, ale tylko w sensie ogólnopolskim, w Wiśle mają oni raczej teraz przejebane. Moja sytuacja pod tym względem jest też kiepska, choć nie beznadziejna. Bezpośrednich związków z Małyszem jako takim nie mam żadnych, mam za to mocne do Małysza doj-ścia pośrednie – przez siostrę jego trenera mianowicie.

Na wszelki wypadek podkreślam: moja fascynacja i ekscytacja dokonaniami Małysza jest czysta, piękna i niezachwiana. Patrzę na jego kolejne nieomylne loty w Salt Lake City i wiem: przyszła jego epoka. Polski sport generalnie jest sportem zwycięzców jednorazowych, przypadkowych, sporadycznych i efemerycznych. Zwycięzcy niezawodni, regularni, wielokrotni i pewni bywają tu tak rzadko, że budzą zgoła nieufność. Wszystko wskazuje, że Małysz jest takim właśnie epokowym (milenijnym?) skoczkiem. Tym niemniej radując się sportową wielkością Małysza z niejakim pomieszaniem przyjmuję, iż epokowy ten sportowiec w istotny sposób zmienia i wzbogaca moją osobistą biografię.

Polityka 4.2001 (2282) z dnia 27.01.2001; Pilch; s. 93
Reklama