Archiwum Polityki

Szum uranowy

Polscy żołnierze służący w Kosowie odczuwają niepokój przede wszystkim z powodu sprzecznych informacji napływających z kraju i zagranicy. Jednego dnia dowiadują się, że użycie przez siły NATO pocisków ze zubożonym uranem absolutnie nie zagraża ich życiu, a już nazajutrz słyszą, że Amerykanie ostrzegali sojuszników przed możliwością zachorowań na tak zwany syndrom bałkański. I że NATO zamierza przeprowadzić dodatkowe badania dotyczące szkodliwości promieniowania emitowanego przez zubożony uran. Czego się trzymać?

Grażyna Tomczyk, która blisko rok pracowała w Kosowie jako tłumacz w polskiej jednostce, mówi, że przed wyjazdem nikt nie ostrzegał jej przed zagrożeniem. Zresztą nawet gdyby tak było, nie zmieniłoby to jej decyzji: chciała tam wyjechać za wszelką cenę. Dopiero teraz, gdy zaczęła się „afera z syndromem”, dowiedziała się, że amerykańskie raporty sporządzone dla potrzeb Pentagonu już kilka lat temu informowały, że nawet najmniejsza dawka wewnętrzna promieniowania alfa jest radiologicznie niebezpieczna. Zubożony uran pozostaje wiecznie aktywny, nie znika, tylko hula z wiatrem na wszystkie strony. Wnika do ciała ludzkiego przez system oddechowy i trawienny wraz z odłamkami lub przez zanieczyszczone rany. Jest toksyczny. Uszkadza nerki i wątrobę, szpik kostny oraz mózg, osiada w kościach, niszczy odporność organizmu podobnie jak inne metale ciężkie.

Pani Grażyna nie miała żadnego wyposażenia dodatkowego, dozymetru, specjalnego ubrania, choć uczestniczyła w wielu akcjach w terenie wraz z żołnierzami. Tylko raz otrzymała maskę przeciwgazową. Na razie nikt nie zaproponował jej dodatkowych badań. – Jestem tym trochę zdziwiona, choć może spokojniej żyje się w nieświadomości – mówi.

Może syndrom wydaje się mniej groźny, bo go nie widać? Choroba popromienna to cicha śmierć, nie słychać wybuchów, nikt nam w mordę nie dał. Ale skóra cierpnie, kiedy patrol zatrzyma oddział uzbrojonych w nowoczesną broń Albańczyków – opowiada jeden z żołnierzy polsko-ukraińskiego batalionu w Kosowie.

Strach nie przystoi mężczyźnie, zwłaszcza żołnierzowi. Dlatego żołnierzy służących w siłach KFOR lepiej nie pytać, czy boją się syndromu bałkańskiego. Spuszczają głowy, mówią – co tam syndrom. Tu jest wiele rzeczy, których należy się obawiać.

Polityka 3.2001 (2281) z dnia 20.01.2001; Świat; s. 36
Reklama