Mała Zeinab niedługo ma urodziny. Spaceruje po podwórku domu dziecka i zapowiada: – Ojca nie zaproszę. Przed kilkoma miesiącami sąd przyznał ojcu prawo do widywania się z dziećmi. Może je zabierać na cały dzień, ale na noc muszą wrócić do domu dziecka. Więc trzy dziewczynki i mały Taha chętnie biegną za tatą-Mohamedem (nawet Maryam przyjechała z siostrami bawić się w ogrodzie zaprzyjaźnionego z ojcem mułły, choć jest chora na ospę). Ale najstarsza, 10-letnia, już nie chce ojca widywać, nie przyjechała do mułły. – Na ile ona go nie kocha, a na ile to bunt? – zastanawia się szefowa domu dziecka w podwarszawskiej Białołęce.
Dom dziecka ma też i inne kłopoty. Jak bez specjalnego przygotowania właściwie wychować dzieci wiary muzułmańskiej? – Nie jedzą wieprzowiny, poszły z wychowawczyniami na muzułmański cmentarz i na uroczystość do ambasady Egiptu.
Ale do czterech dziewczynek i małego chłopca przyjeżdża też polska babka.
– Dawno prosiliśmy panią Alfredę, żeby nie nazywała dziewcząt imionami polskimi. Ale to stara kobieta: ciągle obiecuje, że nie będzie, a potem znowu mówi do Zeinab „Asiu”.
Jest późne popołudnie 19 października 1998 r., Fatema Jolanta Hashmat szykuje kąpiel, ponieważ wieczorna modlitwa wymaga absolutnej czystości. Jest w dziewiątym miesiącu ciąży. Dziesięć minut później zaczyna rodzić. Taha, chłopczyk, piąte dziecko Fatemy Jolanty i Mohameda przychodzi więc na świat w wannie, w łazience mieszkania przy ulicy Piłsudskiego w Piastowie, powiecie pruszkowskim. Wszystkie dzieci Fatemy rodzą się w domu. Dwie siostry Tahy: Zeinab i Maryam – w Kairze; Sheima i Zazam – w Piastowie. Przy porodzie asystuje mąż Fatemy Jolanty – Mohamed Kamal Hashmat, osoba trzecia nie powinna oglądać muzułmanki w połogu.