(...) Przez całe lata 80. pracowałem w polskim show- biznesie jako organizator imprez estradowych. Historie, które Mariusz Urbanek (POLITYKA 17) opisuje jako coś nowego w latach 90., sięgają lat 80., a może i 70. (...) Organizatorzy imprez już wtedy wpadli na pomysł imprez „na glejt”. Były to koncerty na rzecz PCK, Narodowego Funduszu Pomocy Szkole itp. Schemat działania był taki sam jak teraz. Trzeba było poszukać celu, na jaki będą przeznaczone pieniądze i – najważniejsza rzecz – zdobyć podpis notabla państwowego. Im wyżej postawiony dygnitarz, tym lepiej sprzedawała się impreza (czytaj: im ważniejszy podpis, tym bardziej bali się dyrektorzy zakładów i kupowali więcej biletów). W latach 80. hitem był cykl koncertów na rzecz budowy Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. Impreza ta miała glejt z podpisem ówczesnego ministra budownictwa i chyba zdrowia. (...) Sprzedawała się jak ciepłe bułeczki, a każdy wykonawca chciał grać w tej „składance”.(...) Prawda jest taka, że nasze „gwiazdy” chcą niebotycznych honorariów, tylko nie są w stanie zapełnić sal widowiskowych, żeby zarobić na swoją gażę. Dlatego organizatorzy muszą się posiłkować kruczkami, aby przyciągnąć sponsorów. Wykonawcy dobrze wiedzą, że im szczytniejszy cel, tym więcej sponsorów i tym wyższego honorarium mogą żądać. Proszę zaproponować naszym 2–3 „gwiazdom”, aby zagrały za wpływ z biletów, bez sponsorów, pokryły koszty organizacji i dopiero resztę wzięły dla siebie. Ciekawe, czy się zgodzą i na ile ustalą ceny biletów, aby wyjść na swoje? (...)