Archiwum Polityki

Stalowy gigant

[dla każdego]

Gdy firma Warner przystąpiła, w dziedzinie pełnometrażowego filmu anonimowanego, do konkurencji z Disneyem, który do tej pory był monopolistą w tej branży, można było się spodziewać, że nastąpią innowacje. Disney bowiem był krytykowany za uparte trzymanie się przestarzałego realistycznego stylu graficznego w rodzaju ilustracji bajek dla dzieci jeszcze z XIX stulecia. Jednak produkcja Warnera nie zrezygnowała z owego naiwnego rysunku, który wciąż sprawdzał się komercjalnie, niemniej wprowadzono nowe tematy już nie tylko baśniowe, co uprawiał Disney, lecz literackie i nawet publicystyczne. Otóż „Stalowy Gigant” jest ekranizacją książki dla dzieci, ale z intencją angielskiego poety Teda Hughesa, która została z powodzeniem przerobiona na musical przez Pete Townshenda z zespołu Who. W wersji amerykańskiej Warnera Hogarth, 9-letni chłopiec w prowincjonalnym miasteczku, który marzy o przygodach science fiction, spotyka w lesie wielopiętrowego kolosa metalowego, przybyłego tu zapewne z kosmosu, i zaprzyjaźnia się z nim. Zabawa polega na kontraście: dziecko i tajemnicza potęga, słuchająca poleceń i wskazówek małego: emocjonalne porozumienie tego co najsilniejsze z tym co jakoby najsłabsze, w rezultacie szczerej sympatii. Co nabiera znaczenia szerszego: są to czasy Zimnej Wojny, powszechnej niepewności, obawy przed najazdem, lęku wobec obcych. Gdy obecność Giganta, mimo wysiłków Hogartha by go ukryć, zostaje ujawniona, rusza zagrażająca mu ofensywa, z udziałem armii zmotoryzowanej. Ale wynik bynajmniej nie jest pewny, bo Gigant rozporządza niespodziewanymi i przerażającymi siłami zniszczenia... mogłoby być fatalnie, gdyby nie uparta interwencja Hogartha, rzecznika pokoju, porozumienia i otwartości wobec obcych, choćby najbardziej niezwykłych.

Polityka 23.2000 (2248) z dnia 03.06.2000; Kultura; s. 52
Reklama