Archiwum Polityki

Zamienię dyplom na pracę

Trwa gorączkowy okres polowania na pierwszą posadę. Maj i czerwiec to – zwłaszcza dla absolwentów wyższych uczelni – najlepszy moment na ubieganie się o pracę. Są wtedy dobrze postrzegani przez pracodawców: obronili dyplomy w terminie, czyli muszą być obowiązkowi i dobrze zorganizowani. – Podjęcie pierwszej pracy to jedna z najważniejszych życiowych decyzji. To ona na lata determinuje styl i standard życia, wpływa na ścieżkę kariery i poczucie własnej wartości – podkreśla Iwona Termena z Biura Karier Studenckich Politechniki Śląskiej. Polowanie na tę pierwszą posadę jest sztuką. Bo nie jest jeszcze tak, by dyplom choćby najbardziej renomowanej uczelni (albo i kolekcja takich dyplomów) ją gwarantował. Do przeszłości należą zaś te krótkie czasy, kiedy rynek wchłaniał młodych zdolnych i wykształconych niczym gąbka wodę. Nie mówiąc już o zamierzchłej peerelowskiej prehistorii, gdy decyzję, gdzie i za ile zacząć życie na własny rachunek, podejmowano za młodego człowieka za pomocą nakazu pracy. W naszym raporcie przedstawiamy listę metod i forteli, stosowanych w obecnym – ciągle przejściowym – sezonie.

Irek Bochenek swój dyplom magistra prawa Uniwersytetu Śląskiego i nauk politycznych Międzynarodowej Szkoły Nauk Politycznych postanowił uzupełnić tym najcenniejszym – paryskiej École Nationale d’Administration, superrenomowanej uczelni, kształcącej francuskie elity. Kończyli ją Giscard d’Estaing, Jacques Chirac, Lionel Jospin, połowa składu kolejnych francuskich rządów. We Francji dyplom ENA jest cenniejszy niż tytuły arystokratyczne.

Paryską uczelnię opuścił 29 lutego 2000 r. z dyplomem administracji publicznej i – dodatkowym – tytułem Master administracji publicznej. – Za pracą zacząłem się rozglądać już w grudniu. W Internecie szukałem ofert administracji publicznej. Trafiłem na strony MSZ. Potrzebowali pracownika do departamentu Europy Zachodniej. Dzwonię pod wskazany numer: to niech pan się zgłosi na konkurs w czerwcu. I koniec. Nawet nie wiem, z kim rozmawiałem. Napisałem list do Kancelarii Prezydenta. Że chcę służyć ojczyźnie. Odpowiedź nadeszła po 2 tygodniach z Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Rzuciłem się do telefonu. Umówiliśmy się, że oni jeszcze do mnie zadzwonią. I nic.

Miesiąc temu Irka zaproszono do Pałacu Elizejskiego na obchody 10-lecia Fundacji Pont Neuf. – I co ja powiem pani Chirac? – drapał się w głowę.

Co słychać, panie Ireneuszu? – rzeczywiście zagadnęła prezydentowa. – Próbuję służyć ojczyźnie – odrzekł. – A konkretnie? – Szukam pracy. I się zaczęło. Następnego dnia, najpierw w ambasadzie Czech, potem Polski, prezydentowa w przemówieniu wspomniała, że Polska nie potrafi wykorzystać swoich najlepszych. – Wstyd – wspomina Irek, który podczas relacji z polskiej ambasady mignął przez chwilę w telewizyjnych „Wiadomościach”.

Polityka 22.2000 (2247) z dnia 27.05.2000; Raport; s. 3
Reklama