Nad wcześniejszymi rankingami szkół, w których „Perspektywy” rywalizowały z Polskim Komitetem ds. UNESCO, ten (przygotowany wspólnie z „Rzeczpospolitą”) góruje zasięgiem: uszeregowano w nim oceniane placówki od pozycji 1 do 300. Kryterium były sukcesy odniesione w ogólnopolskich olimpiadach przedmiotowych, mierzone proporcjonalnie do liczby uczniów. Tyle szkół miało w roku 1999/2000 co najmniej dwóch laureatów lub finalistów ostatniego etapu olimpiad. Pierwszy wniosek wydaje się oczywisty – ranking jest listą elitarnych liceów, które najefektywniej promują wybitne talenty. Rodzice dzieci nie uchodzących za geniuszy – a takich jest większość – mogą dojść do wniosku, że nie mają tu czego szukać, chciałabym jednak podtrzymać ich zainteresowanie.
Czołówka listy rankingowej „Perspektyw” (pierwszą dziesiątkę publikujemy obok) nie wprowadza rewolucji do ugruntowanej w środowiskach lokalnych wiedzy o tym, które szkoły są najlepsze. Nowe jest tylko ich szeregowanie. Te same szkoły pojawiają się na listach układanych wedle różnych kryteriów ocen, czy to będą kryteria olimpijskie, czy liczba kandydatów lub proporcja osób przyjętych w wyniku egzaminów na studia dzienne do liczby maturzystów, wykształcenie nauczycieli, klasy z autorskimi programami nauczania, wyposażenie laboratoriów i pracowni, programy nauki języków itd. Zmiana pozycji w kolejnych zestawieniach z pierwszej na szóstą lub z dziewiątej na drugą ma znaczenie dla konkretnych szkół, które tym sposobem zostają włączone do quasi-sportowej rywalizacji. Dla niezaangażowanego komentatora są to wszystko bardzo dobre szkoły o indywidualnym obliczu i różnych specjalnościach.
Skąd bierze się bardzo dobra szkoła? Łatwo dostrzegamy taki oto mechanizm: ugruntowana opinia przyciąga jak magnes wartościową młodzież, a obecność takich uczniów gwarantuje, że szkoła utrzyma wysoki poziom.