Jugosławia przez 10 lat była czarną dziurą na mapie Europy. Usunięto ją ze wszystkich organizacji międzynarodowych, sank-cje dotknęły niemal wszystkich dziedzin gospodarki. Obywatele przywykli do swobodnego wędrowania po świecie musieli nagle stanąć w kolejkach po wizy, nawet do sąsiedniej Słowenii czy Chorwacji, dokąd do niedawna jeździło się na weekend do własnej daczy. Bombardowania NATO pogłębiły poczucie odtrącenia i nastroje ksenofobiczne. Z chwilą objęcia władzy przez Kosztunicę zaczęła powracać normalność, tak szybko jak to tylko możliwe.
Wkrótce w belgradzkim Pałacu Federacji witano gości – premierów, ministrów spraw zagranicznych, szefów europejskich i światowych stolic. To był przełom. Od dawna nie gościł tu żaden europejski polityk, wyłączywszy Aleksandra Łukaszenkę i dygnitarzy z Kremla. W pierwszym tygodniu prezydentury Kosztunica spotkał się z premierem i szefem dyplomacji Włoch, doradcą Billa Clintona, Jimem O’Brienem, specjalnym wysłannikiem sekretarza generalnego ONZ na Bałkany i koordynatorem paktu stabilizacyjnego dla Bałkanów Bodo Hombachem. W tym samym tygodniu ministrowie Unii Europejskiej jednomyślnie znieśli embargo na dostawy ropy naftowej. Przywrócono też ruch lotniczy z Belgradem, zadeklarowano sfinansowanie oczyszczenia Dunaju, niespławnego od czasu bombardowań (zburzone mosty wciąż tarasują rzekę). Obiecano też pomoc poprzez włączenie całego kraju do programu paktu stabilizacji Bałkanów (dotychczasowe pieniądze z tego funduszu otrzymywała jedynie Czarnogóra, a pozostała część środków była zamrożona).
Posypały się też zaproszenia: pierwszą wizytę Kosztunica złożył w Strasburgu, a to oznaczało prawdziwą odwilż w stosunkach z Europą. Wprawdzie Niemcy wspominają o nacjonalizmie Kosztunicy, a Amerykanie nie tają pretensji o antyamerykańskość, czyli krytyczny stosunek do bombardowań i Trybunału w Hadze, ale generalnie Kosztunica ma przychylną prasę.