Lata 1997 i 1998 przyniosły szereg bardzo dobrych wyników naszych skoczków narciarskich. Były zwycięstwa Małysza w Pucharze Świata w konkursach w Hakubie i Sapporo w Japonii, Holmenkolen koło Oslo w Norwegii, sporo miejsc w czołówce i 7 miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata.
– Byłem wtedy wiceprezesem do spraw sportowych Polskiego Związku Narciarskiego i to ja znalazłem Pavla Mikeskę, czeskiego trenera, który po dziesięcioletniej pracy w niemieckim Oberstdorfie zgodził się zostać trenerem naszych skoczków – mówi obecny trener naszej kadry Apoloniusz Tajner. – Prawo darmowego udziału w Pucharze Świata miał wtedy Wojciech Skupień, a Adam był tylko rzadko spotykanym talentem, na którego wyjazdy pucharowe mieszkańcy Wisły zbierali pieniądze do kapelusza, a resztę dokładał sam Mikeska. On też wprowadził Małysza w wielki świat sportu i pod jego ręką talent Adama dosłownie eksplodował, robiąc ogromne zamieszanie w świecie narciarskim.
– Zanim zabrał się za mnie ostro trener Mikeska, do skoków przygotowywał mnie mój wujek Jan Szturc – podpowiada Adam Małysz. – Jak szło dobrze, to nikt się specjalnie nie zastanawiał, skąd się to bierze. Nie bardzo też wiedzieliśmy, dlaczego przyszedł kryzys. A kryzys przychodzi zawsze, prędzej czy później.
Tyle że kryzys, mimo stałej obecności Małysza w gronie 100 najlepszych skoczków świata, trwał dwa lata. Również w okresie zimowych igrzysk w Nagano.
– No właśnie – mówi Tajner. – Prawdę powiedziawszy z trenerem Mikeską powinniśmy się rozstać zaraz po Nagano. Początkowo jednak szukaliśmy ratunku w Piotrku Fijasie, który cieszył się dużym autorytetem sportowym wśród skoczków, chociażby z racji tego, iż w 1987 r.