Podwyżka tłumaczona jest na dwa sposoby: tradycyjny (inflacja) i rynkowy (podniesienie jakości usług). Pocztowcy zapewniają, że większość naszych listów będzie trafiała do adresata w systemie „D+1”, czyli następnego dnia po wysłaniu. Klientom mającym doświadczenie w kontaktach z tą instytucją trudno w ową podwyżkę jakości uwierzyć.
Przez wiele lat typowy żart kabaretowy kończył się zdaniem: „odpowiedzi na kartkach pocztowych prosimy do nas nie przesyłać, bo i bez tego poczta ma masę roboty”. Dziś Poczta Polska zachęca nas wielkimi reklamami, byśmy nie zapominali o najbliższych i wysłali do nich list lub przynajmniej kartkę. Okazuje się, że im więcej roboty, tym lepiej. Tymczasem piszemy coraz mniej. Zanika sztuka epistolograficzna, to co chcemy przekazać, komunikujemy najczęściej za pomocą telefonu lub listelu (e-mail). Przywiązani jesteśmy jedynie do życzeń świątecznych. Przed Bożym Narodzeniem liczba przesyłek listownych wzrasta dziesięciokrotnie. Spada natomiast dramatycznie w okresie wakacji. Mimo to Poczta Polska wychodzi na swoje. Ubytki w prywatnej korespondencji z naddatkiem rekompensują firmy – poczta stała się dziś potężnym kanałem reklamy, promocji i dystrybucji towarów. Listy z ofertami marketingu bezpośredniego, tzw. druki bezadresowe itp., coraz bardziej wypełniają torby listonoszy przynosząc przedsiębiorstwu spore zyski. Dlatego naklejając na list lub kartę znaczek o nominale 1 zł (poprzednio 80 gr) nie musimy mieć wyrzutów sumienia, że ktoś do tego dopłaca. Krzysztof Bączyk, dyrektor Biura Polityki Informacyjnej w Centralnym Zarządzie Poczty Polskiej, nie może jednak zdradzić, ile na tej działalności jego firma zarabia. Także tego, ile przesyłek listowych przechodzi w ciągu roku przez ręce pocztowców.