Największe wydarzenie
Były nim wybory prezydenckie, które bezapelacyjnie wygrał Aleksander Kwaśniewski zdobywając już w pierwszej turze 53 proc. głosów i nokautując konkurentów. Tym samym prezydent przedłużył swoje urzędowanie na 5 następnych lat. To były wybory, w których o stanowisko głowy państwa walczył jedynie Kwaśniewski, pozostali kandydaci (ostatecznie było ich 11) startowali w zupełnie innych kategoriach. Andrzej Olechowski sprawdzał, czy będzie miał szansę za 5 lat (może będzie ją miał), Marian Krzaklewski potwierdzał swoje przywództwo na prawicy (potwierdził w stopniu niedostatecznym), Jarosław Kalinowski testował sprawność struktur PSL przed wyborami parlamentarnymi (pracowały w stopniu zachęcającym), Lech Wałęsa chciał wrócić do czynnej polityki (kompletna klęska). Ponieważ stawka wyborów była bardzo nierówna, najcenniejszym walorem stał się czas telewizyjny. Wielu wystartowało, by uzyskać bezpłatny dostęp do mediów. Z tej oferty nie skorzystała jedynie Unia Wolności, która kandydata nie wystawiła. Okazało się jednak, że dostęp do telewizji nie gwarantuje jeszcze powodzenia w polityce. Przekonali się o tym: Jan Łopuszański, mający ambicje zostania liderem fundamentalistycznej prawicy, Tadeusz Wilecki, sfrustrowany generał, a nawet Andrzej Lepper, któremu nie udała się szarża na wyborcę wiejskiego.
Największy sukces
Wyniki, jakie w sondażach opinii publicznej uzyskiwał w 2000 r. Sojusz Lewicy Demokratycznej, mogły załamać nawet największych optymistów pośród konkurentów tej partii. Ponad 40, a niekiedy nawet 50 proc. poparcia to spełnienie marzeń polityków SLD. O takim rezultacie jako ostatecznym celu (a więc tyle, ile ma niemiecka SPD) mówili oni nieśmiało kilka lat temu. Powiada się, że na ten sukces SLD zapracowała głównie Akcja Wyborcza Solidarność, ale i Sojusz ma w tym niejaki udział.