Archiwum Polityki

Po prawdę idzie się jak w góry

Rozmowa z reżyserem Davidem Lynchem

Żyjemy w świecie skrajnie zracjonalizowanym. Pan jakby na przekór temu każe swoim widzom wierzyć w duchy, w wielowymiarową rzeczywistość. Sądzi pan, że logika krępuje ludzką wyobraźnię?

Tak. Przynajmniej od czasów Einsteina wiadomo, że świat materialny nie wygląda tak, jak sądzimy. Logika zawodzi także przy opisie świata wewnętrznego. Szereg zjawisk zachodzi równocześnie – w naszej głowie i poza nią. Obcujemy ze snami i intuicjami. Wiele płaszczyzn i fragmentów życia przenika się nawzajem, oddziaływając na ludzką psychikę w niewiadomy sposób. To utwierdza w przekonaniu, że nie ma jednej jedynej, określonej raz na zawsze realności. Dla każdego jest ona inna. Pisarzowi, który operuje tylko słowem, ciężko jest opisać to pomieszanie (Kafka to potrafił). Piękno sztuki filmowej polega na tym, że tę równoległość czy też równoczesność wielu światów można wyrazić stosunkowo prosto.

Françis Bacon, pana ulubiony malarz, był agnostykiem. Pan dowodzi, że świat to tajemnica. Nie przeszkadza panu ta sprzeczność?

Jeśli przed obrazem znanego artysty stanie dziesięciu ludzi, to usłyszymy wiele różnych interpretacji. Owszem, Bacon jest malarzem figuratywnym, ale jego obrazy są przepojone abstrakcyjnymi ideami. I do każdego obserwatora przemawiają one inaczej. Trudno więc narzucić komuś, by oglądając dzieło zwrócił uwagę na szczegół, który zachwycił kogoś innego. Ja patrząc na malowidła Bacona zaczynam śnić. Na tym polega ich siła. Nie obchodzi mnie, co wyrażają. Ważne, że wywołują impuls uruchamiający wyobraźnię.

O czym pan wtedy śni?

Nie umiem tego wyrazić słowami. Gdy staję przed obrazem, następuje coś w rodzaju interakcji. Tworzy się krąg, w którym moje myśli i emocje zaczynają się poruszać.

Polityka 1.2001 (2279) z dnia 06.01.2001; Kultura; s. 54
Reklama