Jak twierdzą socjologowie, u Polaków poczucie bezsilności łatwo ustępuje miejsca wrodzonej zapalczywości. Są uparci, co czasem przechodzi w pieniactwo, odważni i odczuwają wielką potrzebę zwyciężania w sporach („prawo prawem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie”). Frustracja wywołana osobistym niepowodzeniem determinuje ich do heroicznej walki.
Grupę obywatelską przeciwko portugalskiej sieci handlowej Biedronka skrzyknął olsztyński przedsiębiorca Edward Gollent. Początkowo chciał jedynie wyrównać własne krzywdy – sieć oszukiwała go, płaciła za towary, które dostarczał, mniej niż uzgodniono. Doprowadzony do bankructwa stanął do walki. – I okazało się, że portugalska firma Jeronimo Martins oszukiwała nie tylko dostawców, ale i swoich pracowników – opowiada. – Pokrzywdzeni docierali do mnie, ja do nich. Założyliśmy stowarzyszenie.
Poszkodowani przez Biedronkę mają dzisiaj satysfakcję. Firma wycofała się ze złych praktyk. Dostawcy i pracownicy wygrywają w sądach kolejne odszkodowania. – Sami pewnie nic byśmy nie załatwili – ocenia Gollent. – Sprawę nagłośniły media, już nie dało się ukrywać machlojek, lekceważyć naszych roszczeń.
Stowarzyszenie Poszkodowanych przez Biedronkę rozegrało swoją partię zwycięsko, bo dotarło do dziennikarzy, zyskało sojuszników. Bez mediów podobne organizacje są całkowicie bezsilne. Próbują dochodzić swego w sądach, składać doniesienia i skargi, ale to walka z wiatrakami. Prof. Andrzej Rzepliński z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka na co dzień obserwuje te zmagania. Kibicuje skrzywdzonym. Uważa, że obywatele niepokorni są potrzebni, bo dzięki ich aktywności urzędnicy państwowi przywoływani są do porządku, czują społeczną presję.