Jagienka Wilczak: – Dlaczego pana zdaniem Serbii i Czarnogórze nie udało się przetrwać we wspólnym państwie? Czy to rzeczywiście sprawa niewydania Hadze Ratko Mladicia przeważyła szalę wzajemnych pretensji?
Vuk Drašković: – To była decydująca przyczyna: pewnie nie udałoby się wygrać referendum w Czarnogórze, gdyby Serbia schwytała generała Ratko Mladicia i gdybyśmy nadal prowadzili rozmowy o stabilizacji i stowarzyszeniu z Unią Europejską. Wiele osób wystraszyło się, że Czarnogóra opóźni perspektywę swojego przystąpienia do Unii, jeżeli będzie nadal związana z Serbią. Nie tylko dlatego, że przed Belgradem wciąż stoi problem Ratko Mladicia, także dlatego, że przed Serbią nadal stoi problem przyszłości Kosowa.
Czy to dobrze, że Czarnogóra stała się suwerennym państwem?
Myślę, że w rzeczywistości niewiele się zmieni między Serbią a Czarnogórą. Poprzestaniemy na symbolicznym rozwodzie, bo żaden inny nie jest możliwy. Nie ma takiego czarodzieja, który potrafiłby oddzielić to, co wspólne i co rozdzielne w historii Serbów i Czarnogórców; tylko serbskie od tego, co wyłącznie czarnogórskie. To prawda, że przed I wojną światową Serbia i Czarnogóra były dwoma niezależnymi państwami, uznawanymi przez wspólnotę międzynarodową. Prawdą jest też, że oba państwa były serbskie, obie dynastie były serbskie. Podobnie jak fakt, że w 1943 r., w czasie II wojny światowej, Komunistyczna Partia Jugosławii wypromowała niezależną państwowość Czarnogóry i odrębny czarnogórski naród w ramach federacyjnej republiki. Dziś istnienie tego narodu to oczywisty fakt, jest wielu ludzi, którzy są zdeklarowanymi Czarnogórcami. Ale trzeba przyznać, że wielu czuje się Czarnogórcami i Serbami jednocześnie. Oba narody, serbski i czarnogórski, są jak jedna emocjonalnie związana rodzina, która nie może się rozpaść, nawet gdyby tego zapragnęła.