To, co opisuje Jacek Żakowski w artykule „Hańba bohaterom” [POLITYKA 36] na temat obalenia solidarnościowych autorytetów moralnych, może wydawać się wielką niesprawiedliwością polityczną, ale właściwie podlega jednemu z zasadniczych praw historii, o którym zapomnieli sami bohaterowie. Otóż wiadomo, że każda rewolucja w końcu pożera własne dzieci. Żyrondystów zgilotynowali dantoniści, a ich z kolei ludzie Robespierre’a. Eserów zniszczyli bolszewicy, a starych bolszewików rozstrzelał Stalin. W Meksyku Zapatę dobił Carranza, a potem sam zginął w walce z Obregonem. Szacha pokonał Bakhtiar, który z kolei musiał oddać władzę Chomeiniemu i uciec z Iranu. Mao wykończył wszystkich współmaszerujących towarzyszy, którzy przetrwali z nim na Długim Marszu. W Polsce rewolucja była bezkrwawa, wobec czego w bezkrwawy sposób Mazowieckiego i lewicę laicką pokonał Wałęsa, a teraz w ikonostasie historycznych bohaterów walki z komuną widoczni są ludzie drugiego czy nawet trzeciego garnituru – jak bracia Kaczyńscy, Ludwik Dorn, Antoni Macierewicz, Radek Sikorski, Anna Fotyga. Zamiast niszczyć starych bohaterów fizycznie, wystarczy zniszczyć ich życiorys teczkami ubeckimi i zdeprawowaniem historii tego okresu. Nic tu nowego.
Wiktor Moszczyński,
Londyn