Jest taka niesamowita scena w filmie Kubricka „2001. Odyseja kosmiczna”: gromada naszych praprzodków tuli się do siebie pod skalnym nawisem. Jest noc, ale nie śpią. Wsłuchują się w ciemność. Mózgi i zmysły praludzi pracują. Może rodzą się w nich obrazy, które będą żyły wiele tysięcy lat po śmierci ich bezimiennych twórców. Może rodzą się właśnie bogowie. I oto powstają rzeczy, które się nigdy nie zdarzyły, ale są zawsze, jak napisał Salustios w dziele „O bogach i świecie”.
Co stworzyło bogów? A skąd wziął się świat? – odpowiedzą religie pytaniem na pytanie. I skąd wziął się rodzaj ludzki? Skąd przyszła śmierć, ból, cierpienie? Co z nami będzie po śmierci?
Obok kości młodego neandertalczyka wygrzebanych w Le Moustier we Francji znaleziono zwęglone szczątki zwierzęce i toporek, pod głowę ktoś podłożył zmarłemu płaskie kamienie niby poduszkę. Po co mu to wszystko po śmierci? Czemu położyli go na prawym boku?
„Każdy człowiek zna samotność – pisał holenderski historyk religii i teolog Gerardus van der Leeuw. – Każda kobieta, która rodzi, każdy mężczyzna, który naraża swe życie, każdy człowiek, który umiera, musi sam sprostać każdej z tych ostateczności. Ale człowiek nie może być samotny, bo naprawdę samotny płacze jak porzucone dziecko lub jak Chrystus w Getsemani. Wszyscy lękamy się samotności – poczynając od dziecka, a kończąc na Bogu-Człowieku. Albowiem moc i życie znajdujemy tylko w społeczności. Bogów stworzył właśnie ten pralęk, a nie trywialny strach”.
Teogonie, opowieści o pochodzeniu bogów, pełne są historii, które mogą budzić zachwyt lub obrzydzenie. Religie zwane monoteistycznymi – głoszące, że jest tylko jeden Bóg – patrzą z wyższością na wyznawców politeizmu, wielobóstwa.