Otrzymałem rozprawę, która ma wzięcie we Francji, właśnie z tej przyczyny, że podważa pewność co do wartości technik, które zatryumfowały na progu wieku XXI. Jest to książka etnologa Marshalla Sahlinsa „Gospodarka epoki kamiennej”; stanowi ona rewizję poglądów na życie plemion prymitywnych w Australii, którym udało się zachować do dziś system, prawdopodobnie nie zmieniony od epoki paleolitu. Sądzi się, że owo życie pierwotne zmuszało do bezustannego wysiłku, by się utrzymać, wysiłek zaś pochłaniał całą energię i zahamował rozwój owych społeczności: nie zdołały podnieść się na wyższy stopień kultury.
Nic podobnego, stwierdza autor; przeciwnie, mamy tu do czynienia z „pierwszą w historii cywilizacją całkowitego dobrobytu”. Z tym, że polega on na celowym, zaplanowanym, świadomie uprawianym ograniczeniu. Podstawą jest myślistwo, rybołówstwo oraz zbiór owoców, których dostarczają lasy tropikalne. Zajmują się tym plemiona nomadów, które przemieszczają się bezustannie; otóż paradoks ich gospodarki polega na tym, że jest ona uboga: posiadanie zbyt wielu dóbr byłoby w sprzeczności z ciągłą ruchliwością. „Stwierdziliśmy ze zdumieniem, że nie mogliśmy im niczego ofiarować”. „Wszystko, co proponowaliśmy, okazywało się dla nich kłopotliwe, dodawało niepotrzebnego ciężaru w przenoszeniu się w ciągu ich codziennych wędrówek i w rezultacie, utrudniało im życie”. Nie posiadają oni w gruncie rzeczy własności osobistej poza przykryciem skórzanym, torbą oraz pasem służącym do przewiązania tych urządzeń. W ciągu paru minut potrafią oni zapakować wszystkie swoje dobra w worki i przenieść na plecach, bywa że na przestrzeni pięciuset i więcej kilometrów. Wartość przedmiotów polega na łatwości ich transportu.