Archiwum Polityki

Postawiliśmy na jedność

Jerzy Wierchowicz. Przewodniczący klubu parlamentarnego Unii Wolności

Decyzję Unii Wolności o niewystawianiu własnego kandydata na prezydenta i nieudzielaniu poparcia innym pretendentom można traktować w pewnym stopniu jak polityczną porażkę. Oto trzecia siła w kraju i jedyna wśród czołowej trójki, która po 1989 roku powstała w naturalny sposób, jako jednolita partia, nie bierze udziału w wyborach prezydenckich. Było to jednak zarazem rozstrzygnięcie dla ugrupowania racjonalne. Różnice co do osoby kandydata były bowiem w Unii zbyt duże, siły zaś zrównoważone – pokazało to głosowanie w tej sprawie – zwycięstwo jednej z opcji mogło więc zagrozić jeżeli nie rozłamem to przynajmniej głębokim wewnętrznym konfliktem. A i tak pokonani w takim głosowaniu zapewne nie zaangażowaliby się szczerze w kampanię wyborczą kandydata wskazanego przez większość partii. Dlatego zwyciężyła opcja zerowa.

Myślę, że istotnym motywem dla podjęcia takiej właśnie decyzji była rezygnacja z ubiegania się o prezydenturę unijnej „wielkiej trójki”, czyli Leszka Balcerowicza, Tadeusza Mazowieckiego i Bronisława Geremka. Zadziałał tu, jak sądzę, „syndrom Jacka Kuronia”. Nikt z tych zasłużonych polityków nie miał ochoty na kolejną „szlachetną przegraną”, a ponieważ nikt także nie stał przed dramatycznym wyborem, jakąś polityczną koniecznością, jak w AWS Marian Krzaklewski, stąd odmowa. Po tym fakcie entuzjazm „prezydencki” w Unii nieco opadł, a wyszukiwanie nowych kandydatów straciło na impecie. Zabrakło pretendenta oczywistego dla większości.

Zdajemy sobie sprawę, że nasze postanowienie oznacza w jakimś sensie ustąpienie pola konkurencji, w tym Aleksandrowi Kwaśniewskiemu. Istnieje obawa, że nasz sympatyk, pozostawiony w kwestii prezydentury sam sobie, dokona wyboru, który może powielić podczas przyszłorocznych wyborów parlamentarnych; jakaś część elektoratu może już do nas nie powrócić.

Polityka 19.2000 (2244) z dnia 06.05.2000; Komentarze; s. 13
Reklama