Ostatnią, krótką, choć prawdziwą, zimę mieliśmy jesienią. Lato zaś wybuchło pod koniec kwietnia, czyli w środku kalendarzowej wiosny. Wszystko zapewne po to, abyśmy z kolei wiosnę mieli w lecie. Krótko mówiąc – pomieszanie z poplątaniem. Tylko po co i dlaczego?
Już tylko najstarsi mieszkańcy nizin – wyjąwszy meteorologów – pamiętają, że w Wigilię i jej okolicach padał śnieg, a dzieci mogły lepić bałwanki lub hulać na sankach. W ciągu ostatnich kilkunastu lat Wigilia kojarzy się raczej z jesienną pluchą bądź w najlepszym razie z lekkim przymrozkiem. Od lat pogoda staje się nieobliczalna, coraz częściej nie wiemy, co nas czeka jesienią, zimą czy wiosną.
Podczas ostatniej Wielkanocy mieliśmy w Hiszpanii, Londynie czy Paryżu po 12–14 st.
Polityka
19.2000
(2244) z dnia 06.05.2000;
Wydarzenia;
s. 17