Archiwum Polityki

Vladimir wraca na ring

Znokautowany, jak się wydawało, Vladimir Mecziar – pozbawiony urzędu premiera i czci – otrząsnął się i wrócił do walki. Jego partia chce zdyskontować niedawne zatrzymanie swego lidera przez policję do rozkręcenia kampanii na rzecz przyspieszonych wyborów. Mecziarowi, jak na byłego boksera przystało, niegroźny jest żaden cios.

Ten polityk o silnych tendencjach populistycznych zawsze był idealizowany. Uważano go za postać niemal mityczną, ojca ojczyzny ze względu na rolę, jaką odegrał w rozpadzie Czechosłowacji. Teraz, kreując się na męczennika prześladowanego przez rząd i policję, Mecziar znów znalazł się na politycznym świeczniku.

W ubiegły czwartek policjanci z oddziału antyterrorystycznego wdarli się do willi Mecziara w Trenczianskich Tieplicach, by go doprowadzić na przesłuchanie w sprawie o nadużycie władzy i działanie na szkodę państwa.

Słowaccy prokuratorzy chcą też przesłuchać Mecziara jako świadka w śledztwie dotyczącym porwania pięć lat temu syna ówczesnego prezydenta Michała Kovacza. O porwanie podejrzewani są agenci słowackich służb specjalnych, którzy za rządów Mecziara nimi kierowali. Mecziar odmówił odpowiedzi na pytania w tej sprawie.

Podczas swych czteroletnich rządów – 1994–98 – Mecziar był krytykowany zarówno przez słowacką opozycję jak i organizacje międzynarodowe za prześladowania prasy i opozycji, korupcję i nadużywanie władzy. Słowacja znalazła się wówczas w międzynarodowej izolacji, straciła szansę na wejście do NATO i zaprzepaściła możliwość rozpoczęcia wczesnych negocjacji w sprawie członkostwa Unii Europejskiej. A jednak Mecziar ciągle cieszy się poparciem około 25 proc. wyborców. Jego partia – Ruch na rzecz Demokratycznej Słowacji (HZDS) – zdobyła w ostatnich wyborach w 1998 r. najwięcej mandatów, lecz straciła władzę, nie mogąc znaleźć partnerów do współrządzenia. Z wyjątkiem nacjonalistów inne partie polityczne zjednoczyły się w celu usunięcia Mecziara.

Aresztowanie byłego premiera zmobilizowało jego sympatyków do działania.

Polityka 19.2000 (2244) z dnia 06.05.2000; Świat; s. 40
Reklama