Niżyński był Polakiem. Nie Rosjaninem, jak podaje większość muzycznych leksykonów i encyklopedii – z „Encyclopedia Britannica” i 6-tomową PWN włącznie. Jego matka Eleonora Bereda pochodziła z rodziny warszawskiego stolarza, ojciec Tomasz Niżyński – także z warszawskiej rodziny. Wacław urodził się w 1889 r., a dwa lata później ochrzczony został w obrządku rzymskokatolickim. Dzieciństwo spędził w Rosji (tam pracowali jego rodzice), stąd słabo władał językiem polskim. Zachowały się jednak listy do matki i do słynnego śpiewaka operowego Jerzego Reszke, składane kaleką polszczyzną. „Moja matka mnie dała mleko i polski język, a dla tego jestem polakiem.(...) Ja nie umię dobrze muwić bo mnie nie wolno było muwić po polsku” – pisał w jednym z nich. Podobno do końca życia modlił się także wyłącznie po polsku. Co jednak ciekawe, przez cały ten wiek niechętnie się do niego przyznawaliśmy. Przed wojną, uznając go za zrusyfikowanego Polaka, i po wojnie, nie mając odwagi zaprzeczać – chętnie podtrzymywanej w ZSRR – legendzie „wielkiego rosyjskiego artysty”.
Rodzice Wacława Niżyńskiego byli tancerzami – wędrownymi aktorami zatrudniającymi się w różnych prowincjonalnych teatrach. I podobną karierę umyślili dla swych dzieci – Wacława i młodszej od niego córki Bronisławy. Czy mogli wówczas przypuszczać, że obydwoje nie tylko pójdą w ślady rodziców, ale zrobią wielką światową karierę? Drogę na szczyty Wacław przeszedł bardzo szybko. Gdy ukończył lat 10, przyjęty został do słynnej Sanktpetersburskiej Cesarskiej Szkoły Teatralnej, a jako szesnastolatek zadebiutował w „Acisie i Galatei” i już został obdarzony przydomkiem „ósmego cudu świata”.