Profesor Geremek był kandydatem, jak to się zwykło mawiać, naturalnym: jeden z twórców Unii, a wcześniej szef Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego, polityk doświadczony, o zasługach nie do przecenienia, świeżo opromieniony chwałą świetnego ministra spraw zagranicznych. A kto to jest Tusk? – pytał w Radiu Plus poseł Edward Wende – jak on może startować przeciwko Geremkowi? Powinien się wycofać – oznajmiał dość kategorycznie, tak jakby sam fakt, że ktoś staje do demokratycznych wyborów i oddaje swój los w ręce delegatów, był poważnym nietaktem.
Takich głosów pojawiło się sporo. Unia Wolności jest partią ludzi, którzy potrafią różnić się ładnie, nie mają owej zabójczej dla reszty obozu postsolidarnościowego maniery prowadzenia otwartych wojen i jawnego niszczenia konkurentów. W gabinetach zrobiło się jednak nerwowo, tym bardziej że ów lekceważony Tusk stosunkowo szybko zdobył sporą popularność i stał się kontrkandydatem realnym. Tak więc po raz pierwszy od 6 lat, od chwili otwartego sporu między założycielem dawnej Unii Demokratycznej Tadeuszem Mazowieckim a świeżo importowanym do partii Leszkiem Balcerowiczem, zjazd będzie musiał dokonać rzeczywistego wyboru. Jest dwóch kandydatów i jest dość sprzyjająca sytuacja, którą obaj charakteryzują zgodnie: Unia Wolności ma wyjątkową szansę. Po wyborach prezydenckich i dobrym wyniku Andrzeja Olechowskiego ta właśnie partia może przejąć znaczną część różnych wyborców, może stworzyć rzeczywistą alternatywę dla SLD. O sposobie budowania tej alternatywy – tak programowej jak i personalnej – ma właśnie zadecydować Kongres.
Partia po przejściach
Unia Wolności jest dziś partią po przej-ściach, a więc ze sporym bagażem dokonań, ale też zawiedzionych nadziei. Nadziei swoich i swoich wyborców.