Archiwum Polityki

Strażnik salonów

Wielu ciekawych rzeczy dowiedziałem się o sobie z artykułu Piotra Sarzyńskiego „Tyrania wolności” (POLITYKA 43). Żadna z nich nie dotyczy mojego tekstu, któremu Sarzyński chciał dać odpór („Mrożona krew na wystawie”, POLITYKA 42).

Autor wie na przykład, jak zachowałbym się na przełomie XVI i XVII wieku („pewien jestem, że Osęka żyjący w czasach Caravaggia miałby mu za złe brudne stopy Jezusa”), w wieku XIX („mógłby do woli wyżywać się na bezwstydnym »Śniadaniu na trawie« Maneta”) oraz w jakie spiski jestem zamieszany (amerykański nurt krytyki postrzegającej sztukę współczesną w kategoriach „tyranii wolności” oraz nieokreślony krąg osób, którym „śni się cenzura galerii i muzeów prowadzona w imię moralności”).

Zabawne jest straszenie, że sztuce grozi dziś w Polsce cenzura, kiedy w utrzymywanym przez podatników salonie artystycznym człowiek może zrobić kupę, zrezygnowawszy z mniej śmiałego nasikania (galeria w Orońsku, wykonawca Jacek Markiewicz) i uznaje się to za artystyczne dzieło. Kiedy – co opisywałem – innemu twórcy (Grzegorz Klaman, galeria Łaźnia w Gdańsku) nie udaje się włączyć w wystawianą kompozycję martwych płodów ludzkich tylko dlatego, że prosektorium nie chciało mu ich wypożyczyć.

Piotr Sarzyński opisuje ze zgrozą, że dyrektor Muzeum Narodowego w Poznaniu kazał usunąć z wystawy pewnej artystki „14 fotogramów, przedstawiających narządy płciowe rzeźb”. To jeszcze nie cenzura. Dyrektor muzeum jest gospodarzem na swoim terenie i wystawia, co uznaje za stosowne, a nie to, co mu każą wystawiać osoby uważane za artystów. Autorka fotogramów z narządami płciowymi może iść do dziesięciu innych galerii w Polsce i dzieła swoje swobodnie upubliczniać.

W 1917 r. Marcel Duchamp nadesłał na wystawę Niezależnych w Nowym Jorku muszlę pisuarową, zatytułowaną „Fontanna”, by ją ustawiono na cokole.

Polityka 51.2000 (2276) z dnia 16.12.2000; Kultura; s. 65
Reklama