Archiwum Polityki

Po gimbusach – syllabusy

Czy zreformowana matura, nazywana przez administrację oświatową Nową Maturą, powinna odbyć się już w 2002 r.? Czy została należycie przygotowana?

Coraz więcej sygnałów ze szkół każe zastanowić się nad tym bardzo poważnie. Ekspresowa reforma niższych szczebli edukacji zaowocowała przede wszystkim bałaganem, którego można było uniknąć, rozkładając ją w czasie. Pośpiech, z jakim tworzono gimnazja, zatwierdzano nowe programy i wydawano podręczniki – nie zawsze lepsze od poprzednich – okazał się złym doradcą. Teraz ze szkół średnich płyną sygnały, że matura po nowemu, zachwalana przez urzędników oświatowych jako korona reformy, może okazać się błazeńską czapką. Pukając w tym nakryciu głowy do drzwi Unii Europejskiej wystawimy się na śmieszność.

Dlaczego alarm słychać dopiero teraz, skoro prace nad reformą maturalną trwały od kilku lat? Ponieważ odbywały się w kręgu wtajemniczonych, a do szerokiej opinii przenikały jedynie optymistyczne zapewnienia, że nowy egzamin wymagać będzie tylko otwartej głowy i systematycznej pracy – w zapomnienie pójdą korepetycje i wkuwanie formułek jak z encyklopedii. Podstawa przygotowań nauczycieli i uczniów do nowej matury, czyli tzw. syllabusy – szczegółowe opisy wymagań z każdego przedmiotu, informacje o formach egzaminowania i kryteriach oceniania oraz przykłady zadań (pytań) – wydano dopiero podczas wakacji, do wielu szkół trafiły we wrześniu. Trzeba było czasu, aby im się przyjrzeć i przedyskutować w gronach specjalistów. Tu pojawia się formalny powód do zakwestionowania terminu matury 2002: zgodnie z przepisami syllabusy powinny być opublikowane co najmniej na dwa lata przed terminem egzaminów, czyli w maju. Czy ukazanie się ich na przełomie maja i czerwca na stronach internetowych MEN (w drukach zwartych dopiero w lipcu) można traktować jako spełnienie tego warunku?

Polityka 51.2000 (2276) z dnia 16.12.2000; Społeczeństwo; s. 90
Reklama