Ilu mieliśmy takich artystów piosenki twórczo niezależnych, w pełni oryginalnych, jedynych w swoim rodzaju? Bardzo niewielu – Czesław Niemen, na pewno Ewa Demarczyk i prawie nikt więcej. W 1967 na Festiwalu Piosenki Studenckiej zaśpiewał „Niepewność” do wiersza Adama Mickiewicza i „Tango Anawa”. Estradowa Polska żyła wtedy niby-rockowym bigbitem i mniej lub bardziej sezonowymi przebojami, zaś Marek Grechuta postanowił uczynić przebój z poezji, co z sukcesem kontynuował do końca swojej drogi. Dziś, w warunkach coraz bardziej komercjalizującej się kultury, trudno uwierzyć, że było to możliwe: teksty poetów dawnych i nowych zapamiętywała publiczność masowa, a Grechuta ze swoim imagem jakby z młodopolskiego Krakowa stał się idolem tłumów. Na przekór modom, na przekór czasom.
Nie miał wielkiego głosu i często sprawiał wrażenie przelotnego gościa w rodzimym show-biznesie, trochę zagubionego, trochę nieobecnego, ale zawsze z pomysłem, i to przeważnie takim, który sprawdzał się od razu. Kiedy pojawiał się na scenie, każdy wiedział, że stanie się coś ważnego. Tak było i na festiwalach opolskich, i na występach w Piwnicy pod Baranami. Miał też szczęście spotykać właściwych ludzi we właściwych momentach – Jana Kantego Pawluśkiewicza, z którym stworzył zespół Anawa, Marka Jackowskiego, który zainteresował go ambitnym rockiem, jazzmanów, z którymi stworzył grupę WIEM. Piotr Skrzynecki nazwał go kiedyś najgenialniejszym artystą polskim i nie było w tym komplemencie wielkiej przesady. Marek Grechuta, piosenkarz, poeta i malarz, umarł 9 października 2006 r. Miał 61 lat.