Słowacja, nasz bliski sąsiad, wciąż ma problemy z Vladimirem Meciarem. Nie dość, że przez lata jego trzykrotnego premierowania zyskał opinię autokraty, gnębiciela wolnej prasy i poplecznika korupcji, to teraz stawia się ponad prawem i sądami własnego kraju. Dalej uporczywie odmawia wyjaśnienia organom prawa, jaką rolę odegrał w haniebnym porwaniu (w 1995 r.) syna ówczesnego prezydenta Michała Kovaca. Nie ulega wątpliwości, że przestępstwo to było akcją policji politycznej wymierzoną przeciw prezydentowi, do którego Meciar odnosił się z otwartą wrogością. W końcu sąd nakazał policji, by siłą sprowadzić oskarżonego Meciara na zeznania w sprawach o korupcję. Niestety, nie znaczy to, że Słowacja czyści hipotekę po Meciarze. Były premier wciąż pozostaje najpopularniejszym politykiem kraju z 25-proc. wiernym elektoratem, nie partią polityczną, raczej sektą religijną – jak kpi jeden z komentatorów.