Krystian W. zawsze walczył. Najpierw w latach 70. o naturę – jako działacz Klubu Ekologicznego i PTTK, potem o dobro krakowian – jako radny dzielnicowy i miejski. Wreszcie postanowił walczyć o wolność. Z Miejskiej Rady Narodowej trafił więc wprost do Towarzystwa Miłośników Historii i Zabytków Krakowa, przy którym w 1980 r. powstał Obywatelski Komitet Opieki nad Kopcem Józefa Piłsudskiego.
W jak wojownik
Krystian W. bardzo szybko awansował na szefa piłsudczyków. Budził posłuch i powszechny podziw. Za stopień doktorski, rodzinne koneksje – przedstawiał się jako krewny marszałka Rydza-Śmigłego, za wierność ideałom i odwagę w walce z bezpieką. – Potrafił wykreować wokół siebie atmosferę potężnego zagrożenia – wspomina poseł Wojciech Pęgiel, obecny wiceprzewodniczący komitetu.
W siedzibie towarzystwa Krystian W. pojawiał się często w przebraniu. Normalnie – łysy jak kolano, broda ciemna – wpadał na zebrania legionistów w peruce, z doklejoną brodą: rudą lub siwą. Czasem z białą laską lub w czarnych okularach. W. lubił przemawiać do legionistów. Szeptem albo szyfrem. Zdarzało się też, że krzyczał, agitował i musztrował. – Ten cały teatr bardzo silnie oddziaływał na starych, schorowanych wojaków, którym reżim stalinowski rzeczywiście dał się we znaki – dodaje Andrzej Fischer, sekretarz komitetu. – Stłamszeni przez system ujrzeli nagle przed sobą wizjonera i przywódcę, który w iście żołnierskim stylu miał poprowadzić ich ku wolności.
Pierwsze wątpliwości wobec poczynań wizjonera pojawiły się w 1983 r., kiedy do komitetu zaczęły napływać listy i oświadczenia od osób oszukanych przez Krystiana W. Zarzuty dotyczyły głównie legionowych pamiątek, które sami żołnierze lub ich rodziny w dobrej wierze wypożyczały W.