Na czele klubów sportowych coraz częściej stają politycy o nazwiskach znanych z czołówek gazet. Powód narzuca się sam. Na mecze od dawna przychodzi znacznie więcej widzów niż na mitingi polityczne.
W PRL sport był jednym z ważnych elementów frontu ideologicznego. – Tego nie można porównywać – protestuje Grzegorz Schetyna, poseł UW, prezes mistrza Polski w koszykówce Zeptera-Śląska Wrocław. – W PRL bardzo długo sport był zesłaniem dla działaczy, którym nie powiodło się w polityce. Atrakcyjny stał się dopiero w latach 70., gdy pojawiły się pieniądze i możliwość wyjazdów zagranicznych. Dziś do sportu idzie się z wyboru, a nie w ramach politycznej zsyłki.
Polityka
18.2000
(2243) z dnia 29.04.2000;
Społeczeństwo;
s. 96