Archiwum Polityki

Cały Kornel

Wydany przez Znak album Joanny Helander („Gdyby ta Polka była w Szwecji”, Kraków 1999) składa się w głównej mierze ze zdjęć przenajrozmaitszych pisarzy; jest tu też zdjęcie Kornela Filipowicza. Kornel na tej fotografii jak zwykle siedzi za biurkiem, jak zwykle jest w krawacie, jak zwykle pije kawę z maleńkiej filiżanki. Kawa, którą pije, to jest niewątpliwie rozpuszczalna Nesca, Kornel zawsze i sam się konesersko raczył, i częstował swoich gości rozpuszczalną i za starej Polski ciężką do zdobycia Neską. Ewentualnie, jeśli przenikliwym okiem realisty dostrzegł, że odwiedzający go człowiek jest w potrzebie, wtedy – tak jest – dawał potrzebującemu człowiekowi zamiast kawy zimne i prawie równie jak Nesca ciężkie za starej Polski do zdobycia markowe piwo.

Kornel miał – rozumiem to dopiero od niedawna – jedną chyba tylko, ale za to znaczną zgubną cechę, pilnie mianowicie troszczył się o tę kategorię ludzi (faktycznie specjalnej troski intelektualnej), którą określa się mianem: młodych pisarzy. Prostej i nieodpartej prawdy, że do pisania nikogo nie należy zachęcać – przeciwnie – do pisania należy jak najusilniej zniechęcać, szlachetna dusza Kornela nie przyjęłaby za nic. I płacił za tę szlachetność wysoką cenę, grafomani osaczali go ze wszystkich stron, grafomani bezwstydnie żerowali na jego literackiej wspaniałomyślności. Znam te sprawy dobrze – sam go osaczałem i sam na nim żerowałem. I powiem dobitnie: nie dziwię się ani sobie, ani innym grafomanom, ani innym utalentowanym kolegom, że pielgrzymowaliśmy do Kornela na ulicę Dzierżyńskiego (obecnie Lea) tak zajadle i tak masowo. Pielgrzymowaliśmy do Niego, bo w Nim była bardzo wielka siła pisarskiego przyciągania, magnetyzm pisarski, posiadał on wszelakie nie tylko wewnętrzne, ale i zewnętrzne atrybuty majstra cechu pisarskiego.

Polityka 18.2000 (2243) z dnia 29.04.2000; Pilch; s. 98
Reklama