Archiwum Polityki

Uff, nareszcie?

13 grudnia może stać się również pomyślną datą w polskim kalendarzu

Wydajemy ten numer w momencie ważnym dla historii Polski. W Kopenhadze kończą się rokowania z Unią Europejską, chodzi o wynegocjowanie dla naszego kraju jak najlepszych warunków, ale wyniku tych starań nie znamy. Mimo to zakładamy, że wynik będzie pomyślny, porozumienie zostanie w Kopenhadze osiągnięte i że Polska wejdzie do Unii 1 maja 2004 r. Dlaczego tak zakładamy? Bo wiemy z historii poprzednich rozszerzeń – Hiszpanii, Portugalii, Grecji, Irlandii, nie wspominając już o innych – że nowi członkowie na tym skorzystali. Bez wyjątku. Bo wiemy, że lepiej wejść do Unii i uczestniczyć w kształtowaniu tego największego na świecie związku gospodarczego, niż być poza nim. Gospodarka, zwłaszcza współczesna, to pole rywalizacji, wyścigu między przedsiębiorstwami i Polacy – czy w Unii, czy poza nią – w rywalizacji tej uczestniczą. Ale Unia daje lepsze warunki w jej obrębie niż na zewnątrz. Gdyby w Unii nie było interesu, to Niemcy, Francuzi, Anglicy, Włosi w ogóle by jej nie zakładali. Wreszcie wiemy także, że cała pozostała dziewiątka obecnych kandydatów dzisiejsze propozycje Unii przyjmie i do Unii wejdzie. Zatem Polska, gdyby trzasnęła drzwiami, niezadowolona z warunków, zostałaby w Europie w towarzystwie kandydatów „oślej ławki”, w sekwencji Polska, Bułgaria, Rumunia. Skrajni eurosceptycy łudzą nas argumentem: w przyszłości wynegocjujemy lepsze warunki. A skąd wiadomo? Negocjowalibyśmy już nie z Piętnastką, ale z Dwudziestką Czwórką, a zatem także z Czechami, Łotyszami i Cypryjczykami, którzy przyzwyczajeni już do podwyższonych (z powodu naszej rezygnacji) funduszów pomocowych, czy łatwo zaoferowaliby nam warunki lepsze niż obecne?

Polityka 50.2002 (2380) z dnia 14.12.2002; Komentarze; s. 16
Reklama