Transakcja wywołała zdumienie. Roman Kluska i jego żona Anna postanowili pozbyć się pakietu akcji zapewniającego pełnię władzy nad Optimusem; dają one w sumie ok. 66 proc. głosów na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy. Zaskakujące były też warunki kontraktu. Akcje zostały sprzedane prawie za pół ceny. Nabywcy – BRE Bank i Zbigniew Jakubas – zobowiązali się zapłacić za akcje uprzywilejowane co do głosu po 148 zł w chwili, gdy na giełdzie za zwykłe akcje płacono ok. 250 zł. Państwo Kluska zainkasują ponad 261 mln zł. Sporo, ale za mało, jeśli będą chcieli skorzystać z zagwarantowanego w umowie prawa odkupienia swych akcji. Będą musieli zapłacić wówczas cenę nie mniejszą niż 245 zł za akcję.
Odnieść można wrażenie, że właściciel Optimusa znalazł się w podbramkowej sytuacji i nagle za wszelką cenę musiał znaleźć nabywcę rodzinnego pakietu akcji. Czyżby jakieś zobowiązania, nowy interes, który ma przynieść wyjątkowe profity? Nic na to nie wskazuje. Państwo Kluska zadeklarowali, że większość pieniędzy zasili fundację budującą domy spokojnej starości w południowej Polsce. Na spore zyski liczą natomiast nowi akcjonariusze. BRE Bank już w umowie zadeklarował, że natychmiast przystąpi do poszukiwania inwestora strategicznego, któremu odsprzeda swoje akcje. Jeśli ten zapłaci więcej niż 245 zł za akcję, połowa nadwyżki trafi do kieszeni prezesa Kluski i jego żony.
Z rozsypanych informacyjnych puzzli wszyscy starają się ułożyć jakiś obraz, ale fragmenty układanki nie chcą do siebie pasować. Pół biedy jeszcze z wyjaśnieniem niskiej ceny akcji – obie strony tłumaczą, że kiedy jesienią ubiegłego roku zaczęto rokowania, uzgodniono, że podstawą wyceny będzie średni kurs ze stu giełdowych sesji. Nikt wówczas nie przypuszczał, że za sprawą internetowej euforii cena Optimusa z 50 zł skoczy na ponad 200 zł.