Marysia miała 19 lat. Wyszła za mąż z wielkiej miłości. To był sierpień 1939 r. Dwa lata później urodziła się córka. Do Lwowa przyszli hitlerowcy, męża zabili i młoda matka została sama bez środków do życia i dokumentów, które stwierdzałyby, że nie jest Żydówką. Wiedziała, gdzie mieszka bezdzietne małżeństwo pragnące mieć dziecko i położyła im swoje maleństwo na słomiance. Właściciele słomianki uznali dziewczynkę za swoją córkę. Wychowali, kochali i oczywiście zmienili adres, by nie pozostawić śladów.
W 1944 r., gdy Kresy Wschodnie wzięła władza radziecka – szalejąca z tęsknoty młoda matka pojechała do Lwowa pod dobrze jej znany adres. Ale tam już była inna słomianka i inni ludzie zajęli mieszkanie. Mam do dziś zdjęcie dziecka, ponieważ ta kobieta zwróciła się do mnie, gdy pracowałam w Polskim Radio, żebym pomogła jej w poszukiwaniach.
Marylę w beciku przerzucił przez mur prawosławnego klasztoru jej własny ojciec. Teraz Maryla jest historykiem sztuki.
Polityka
16.2000
(2241) z dnia 15.04.2000;
Historia;
s. 82