Marek Ławrynowicz: Kino Szpak. Wydawnictwo W.A.B. Warszawa 2000, s. 191
Marek Ławrynowicz jest nielichym gawędziarzem, co udowodnił już w powieści „Diabeł na dzwonnicy”. Tamta historia rodzinna rozpoczynała się w Wilnie wraz z wkroczeniem generała Żeligowskiego i kończyła w tym samym mieście po śmierci Stalina. A oprócz Wilna był jeszcze Wałcz, Miedzeszyn i miasteczko, w którym toczy się akcja „Kina Szpak” – podwarszawska Falenica z epoki Gomułki. Najnowsza książka Ławrynowicza to kolejna podróż sentymentalna, prowadzona wprawdzie z mniejszym rozmachem niż w „Diable na dzwonnicy”, lecz z nie mniejszą fantazją. Podobny jest narrator, podobne groteskowe, ale nie pozbawione ciepła, spojrzenie na rzeczywistość. Zmienili się jednak bohaterowie. Nie ma rodziców i dziadków, zamiast nich pojawiają się koledzy szkolni narratora, nauczyciele, milicjanci i miejscowa żuleria.
„Kino Szpak” jest bowiem powieścią utkaną z anegdot, każda dotyczy innej postaci. Barwna to galeria: Bumcek spożywający proste wina w tytułowym kinie, król pociągów podmiejskich Wiśnia, potomek księcia Poldek czy nauczyciel geografii, który z tęsknoty za Paryżem ucieka w nieuleczalną melancholię. Atmosfera gawęd Ławrynowicza przypomina tę znaną z opowiadań Marka Nowakowskiego czy z utworów dla młodzieży Edmunda Niziurskiego. Bez trudu można poznać, że Marek Ławrynowicz lubi swoich falenickich bohaterów. To dzięki nim w tej książce łagodnieją siermięga i bylejakość lat sześćdziesiątych, a cała opowieść nabiera znaczenia symbolicznego. Każdy z nas ma swoją Falenicę – zdaje się mówić autor – a każda z nich jest pełna niezwykłych opowieści.
[warto mieć w biblioteczce]
[nie zaszkodzi przeczytać]
[tylko dla znawców]
[czytadło]
[złamane pióro]