Archiwum Polityki

Siekiera z kasetami

„Dziękuję osobie takiej a takiej za udostępnienie mieszkania” – oto tekst, jaki pojawia się w zakończeniu filmu, uczestniczącego w konkursie kina amatorskiego Dyskusyjnego Klubu Filmowego Sztorm w Kołobrzegu. Impreza już z założenia ma zasięg ograniczony, niemniej pozwalam sobie zainteresować czytelników „Polityki” jej tegorocznymi wynikami.

By wziąć się do roboty nad filmem amatorskim, trzeba mieć: 1) decyzję, 2) zamiłowanie do kina, 3) poczucie, że ma się coś do pokazania. W rezultacie, od filmu amatorskiego oraz dokumentalnego zaczęły się trendy, które już nieraz odrodziły kino. Który to zabieg przydałby się naszej produkcji oficjalnej: brnie ona w inscenizację klasyków szkolnych oraz ugrzęzła w prowincjonalnej imitacji amerykańskich thrillerów typu „gangsterzy z Chicago w Mielęcinie”, i nie potrafi pokazać współczesnego życia, co jest zadaniem kina. Otóż, być może, w próbach amatorskich, które pojawiają się spontanicznie, niejako od dołu, prześwituje coś więcej? Spróbujmy zobaczyć.

„Videomania”: główna nagroda w Kołobrzegu. Rzeczywiście jest to film, który pod względem sprawności nie ustępuje robocie fachowej. Rzecz dzieje się w wiejskim obejściu: jego mieszkaniec o poczciwym wyglądzie, we flanelowym wdzianku, oświadcza, że cieszy go świeże powietrze i że „dziś nareszcie był normalny”. Co niezupełnie się sprawdza: gdy rąbał drzewo, siekiera zamieniła się w monitor z wkładem na kasety, który usiłuje mu wręczyć energiczny agitator, jednak nasz wieśniak odmawia pod pretekstem, że tu nie ma prądu, i nie przekonuje go argument, że są baterie.

Wygląda, że była to wizja, z której nasz się otrząsnął; wchodzi na stryszek za jakąś robotą, ale znajduje tam wśród gratów następny monitor i tym razem nie może się oprzeć: by uzyskać prąd, instaluje dynamo i napędza je na rowerze, ale następuje eksplozja, która wyrzuca go na podwórko: zapewne stracił przytomność, bo to, co teraz następuje, są to kolejne jego wizje: ściga go pojazd latający typu SF ostrzeliwując go, pędzi go po obejściu dinozaur (zapewne zręcznie wykopiowany z kasety Spielberga), ma on też kłopoty ze swoim lekarzem, który wmawia w niego wideomanię, i z którym ściera się na neonowe miecze z „Gwiezdnych wojen” (tak jest): wygląda że nie ma ratunku, bo „całe społeczeństwo cierpi na wideomanię”.

Polityka 48.2000 (2273) z dnia 25.11.2000; Kultura; s. 62
Reklama