Archiwum Polityki

Amerykanie czekają spokojnie

Zbigniew Brzeziński. Politolog, b. doradca prezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego

Czy opinia publiczna w Ameryce nie jest już zmęczona czekaniem na wynik wyborów prezydenckich? Myślę, że amerykańska opinia publiczna jest raczej cierpliwa. Według sondaży, mniej więcej połowa jest zdania, że wybór George’a W. Busha należy – i to bez dalszej zwłoki – uznać jako ostateczny, druga połowa oczekuje na końcowe orzeczenia sądów. Osobiście uważam, że dopiero decyzja Sądu Najwyższego całych Stanów Zjednoczonych (a nie tylko Sądu Najwyższego Florydy) będzie miarodajna i ostateczna dla przeważającej większości obywateli.

Nie sądzę, by przedłużające się oczekiwanie albo spory sądowe obniżały prestiż prezydentury amerykańskiej. Uważam natomiast, że zakres działania następnego prezydenta – szczególnie w sprawach wewnętrznych – będzie zawężony, ponieważ prezydent przez pewną część wyborców będzie uznany za „nieprawomocnego”. Z kolei Kongres (parlament) jest podzielony prawie dokładnie w stosunku 50:50. Trzeba tu dodać, że to szczególnie odnosić się może do Ala Gore’a (jeśli to on zostałby prezydentem), bo jednak znaczna większość wyborców jest skłonna sądzić, że w ostateczności to George Bush już wygrał.

Na ile realne jest wprowadzenie w przyszłości zmian w systemie wyborczym USA? Nie mam żadnych wątpliwości, że to nastąpi – ale nie tyle w dziedzinie konstytucyjnej, lecz raczej technologicznej, co do sposobu przeprowadzania wyborów. Następne wybory nie będą się już opierały na przestarzałym ekwipunku (archaiczne maszyny wyborcze czy też liczenie ręczne), ale na doświadczeniach, które można wynieść ze stosowania Internetu, elektronicznej bankowości itp. Jestem przekonany, że w ciągu kilku minut po zakończeniu głosowania będzie znany (i najzupełniej pewny) wynik.

Polityka 50.2000 (2275) z dnia 09.12.2000; Komentarze; s. 15
Reklama