„American Psycho” jest ekranizacją powieści Breta Eastona Ellisa, która w Ameryce wywołała skandal i protesty; jej polski przekład nosi ostrzeżenie na okładce: „Tylko dla dorosłych czytelników”. Jest to pamiętnik Patricka Batemana, lat 26, przedstawiciela nowoczesnego sukcesu, środowiska, w którym wszyscy mają wszystko. Bateman jest bogaty, bo „każdy jest bogaty; jest przystojny, bo wszyscy są przystojni, ma wspaniałe ciało, bo teraz wszyscy mają wspaniałe ciała”. Jada w ekskluzywnych restauracjach, w których przy stolikach są monitory, na których widać, jak kucharze przyrządzają potrawy fantastycznie wyszukane, np. sorbet z kiwi, caramboli, cherimoyi, owocu kaktusa oraz japońskie gruszki. Gdy ktoś napomknął o serniku, Bateman jest zdziwiony tą prymitywną, obco brzmiącą nazwą. Ubiera się w luksusowych butikach i krytykuje kolegę, który nosi krawat od Sergia Valentego do skarpetek Laury Marolaka. Jest tu ciekawostka dla nas: dziewczyna, którą zaprosił na lunch, wymieniając wody, które lubi, pomyliła Polską Zdrojową z Zimną Zdrojową; ta ignorancja napełniła Batemana niesmakiem (o obydwu firmach, o ile wiem, u nas nie słychać).
Bateman korzysta też, oczywiście, z sensacyjnych nowości technicznych, np. nabywa komkorder Sony CCD-V.200 z montażem zdjęć poklatkowych, umożliwiających sfilmowanie rozkładającego się ciała w 15-sekundowych interwałach. Co mu jest potrzebne, ponieważ zajmuje się też mordem. Przechwala się, że poderżnął gardło 5-letniemu chłopczykowi, który przyglądał się pingwinom w zoo, tak zręcznie, że stojąca o dwa kroki dalej matka niczego nie zauważyła. Zaprasza koleżankę, przybija ją gwoździami do podłogi, wkłada jej ser do damskiego urządzenia, po czym wpuszcza tam wygłodniałego szczura, gdy zaś ten wgłębił się w dziewczynę, przepiłowuje ją na pół z gryzoniem w środku.